Niektóre z jej utworów zyskały sporą popularność, a pewne wersy krążą nawet niczym słowa skrzydlate, ale Ewa Lipska nie stała się poetką wagonowej lektury. W dwóch ostatnich dekadach jej obecność w życiu literackim jest wyraźnie zauważalna.
EWA LIPSKA – poetka urodzona 8 października 1945 roku w Krakowie. Studiowała malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych, w latach 1970–1980 pracowała jako redaktorka działu poezji w Wydawnictwie Literackim. W 1983 roku przebywała na stypendium w Berlinie Zachodnim, natomiast na przełomie 1975/1976 wyjechała na półroczne stypendium International Writing Program do Iowa City w USA. W latach 1981–1983 współredagowała krakowski miesięcznik „Pismo”. Od 1991 roku do 1997 pracowała w polskiej ambasadzie w Wiedniu, gdzie była również dyrektorem Instytutu Polskiego (1995–1997). W latach 1990–1992 należała do zespołu redakcyjnego „Dekady Literackiej”. Od 1968 była członkiem Związku Literatów Polskich (do czasu jego rozwiązania w 1983). Od 1978 należy do polskiego, a także od pewnego czasu do austriackiego PEN Clubu. Była członkiem założycielem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w 1989 roku; została też przyjęta do grona Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie. Prowadziła gościnnie warsztaty poetyckie w Studium Literacko-Artystycznym na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Ewa Lipska wydała ponad 30 książek poetyckich; pisze też felietony i teksty piosenek wykonywane m.in. przez zespół Skaldowie, Marka Grechutę, Grzegorza Turnaua. Jako poetka debiutowała już w 1961 roku, od 1964 zamieszczała swoje utwory w „Życiu Literackim” i „Dzienniku Polskim”. Pierwszy tomik pt. „Wiersze” opublikowała w 1967 roku, potem kolejno ukazywały się: „Drugi zbiór wierszy” (1970), „Trzeci zbiór wierszy” (1972), „Czwarty zbiór wierszy” (1974), „Piąty zbiór wierszy” (1978).
Powstające na przełomie lat 70. i 80. utwory oddają ówczesną atmosferę kraju, w tytułach zbiorów określanego wymownymi metaforami zniewolenia: „Żywa śmierć” (1979), „Dom Spokojnej Młodości” (1979), „Nie o śmierć tutaj chodzi, lecz o biały kordonek” (1982), „Przechowalnia ciemności” (1985).
W ostatniej dekadzie mijającego stulecia, na przełomie epok poetka – nadal śledząc przemiany zachodzące w kraju – podejmuje nowe, szersze tematy: rozważa skutki komercjalizacji i globalizacji kultury, analizuje społeczne procesy dezintegracji tożsamości i relatywizacji wartości. W licznych książkach z tego okresu: „Strefa ograniczonego postoju” (1990), „Stypendyści czasu” (1994), „Ludzie dla początkujących” (1997), „Życie zastępcze / Ersatzleben” (wydanie polsko-niemieckie, 1998), „Sklepy zoologiczne” (2001), „Ja” (2003), „Gdzie indziej” (2005), „Drzazga” (2006), „Pomarańcza Newtona” (2007), „Sefer” (2009), „Pogłos” (2010) Ewa Lipska doskonali swój rozpoznawalny, metaforyczny idiom opisu rzeczywistości, jak też poszerza go o tony nostalgiczne, czego dowodem stają się najnowsze tomiki: „Droga pani Schubert…” (2012), „Miłość, droga pani Schubert” (2014), „Czytnik linii papilarnych” (2015), „Pamięć operacyjna” (2017).
Lipska dołączyła do grona uważnych obserwatorów współczesności, zaniepokojonych przemianami nie tylko polskiej, lecz szerzej, europejskiej kultury oraz egzystencją człowieka, osamotnionego w ponowoczesnym świecie. Stałym, bodaj głównym motywem całej twórczości poetki są paradoksy wolności kolejno zagrożonej czy – jak pisze autorka, „reglamentowanej” – przez niezależne od jednostki moce: ideologię, chorobę, rynek.
Poetka otrzymała wiele nagród krajowych i zagranicznych, w tym Nagrodę im. Andrzeja Bursy (1971), Nagrodę im. Kościelskich w Genewie (1973), Nagrodę Pierścienia za całokształt twórczości w Gdańsku (1978), Nagrodę PEN-Clubu im. Roberta Gravesa (1979), Nagrodę Fundacji POLCUL (Australia, 1988), Nagrodę Polskiego PEN-Clubu z Fundacji Büchnera (1992), Nagrodę Fundacji A. Jurzykowskiego w Nowym Jorku (1993), Nagrodę Miasta Krakowa (1995), Nagrodę miesięcznika „Odra” (Wrocław, 2004), Śląski Wawrzyn Literacki (w 2002 roku, za tomik „Sklepy zoologiczne”). Ponadto w 2007 roku przyznano jej nagrodę Samuela Bogumiła Lindego Miast Partnerskich Getynga – Toruń, a w 2009 otrzymała Złoty Klucz Smedereva – poetycką nagrodę Serbii. W 2010 zdobyła Naim Frasheri Prize – poetycką nagrodę Macedonii oraz w tym samym roku nagrodę Ministerstwa Kultury Republiki Kosowa – Przylądek Dobrej Nadziei. W 1998 roku została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi, a w 2005 roku Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. W 2011 roku otrzymała Nagrodę Literacką Gdynia za tomik „Pogłos”.
INDYWIDUACJA
Ewa Lipska należy do pierwszego powojennego pokolenia, które w swym wczesnym, uznawanym za programowy wierszu pt. „My” charakteryzowała jako generację z „przestrzeloną pamięcią”, „dźwigającą pamięć umarłych”, lecz zarazem odczuwającą wydziedziczenie z bohaterskiego mitu i poszukującą celu własnej egzystencji.
Kiedy 8 października 1945 roku w Krakowie przychodziła na świat, miasto nosiło świeże ślady dramatycznych chwil końca wojny, zarówno po styczniowych bombardowaniach i ostrzałach wyzwolicielskiej armii marszałka Koniewa, jak też po sierpniowym pogromie Żydów na Kazimierzu. Symbolika mijającej historii domykała się również w uroczystym pogrzebie Wincentego Witosa (który odbył się w końcu miesiąca narodzin poetki). Lata szkolne i młodość poetki determinowała ideologia, upływały one w cieniu „zimnej wojny”, w świecie odgraniczonym „żelazną kurtyną”. Ewa Lipska portretuje swe pokolenie jako formację oszukaną przez „inżynierów dusz”, wykuwających nowy ład świata:
A myśmy biegli przez trawniki
gdy rozstrzygały się losy historii.
Nie słyszeliśmy strzałów.
Zamiast historii była gimnastyka.
A myśmy biegli przez trawniki
kiedy szyto nam buty.
Krótkie watowane kurtki
trzymały nas mocno za plecy.
Już wkrótce pokolenie to stanie się bodaj najbardziej konsekwentnie w powojennej historii kraju zbuntowaną formacją opozycjonistów, walczących najpierw o prawa obywatelskie, a potem także o zmianę politycznego ustroju. Można tedy spojrzeć na twórczość Ewy Lipskiej jako uczestniczki silnego w latach 70. nurtu artystyczno-ideowej kontestacji, nazywanej Nową Falą czy Pokoleniem ’68. Niewiele jednak z tej optyki wynika poza stwierdzeniem podobieństwa cech ogólnych: poczucia zniewolenia podmiotu i krytycznej funkcji języka.
Owszem, w pierwszych tomach Ewy Lipskiej znajdziemy wyraziste dowody postawy nieufności i buntu – który wszakże obejmował odniesienie szersze niż tylko ideologiczny, duszący ład rzeczywistości. Był tego rodzaju sprzeciwem egzystencjalnym, jaki opisywał Albert Camus w cenionym przez poetkę eseju „Człowiek zbuntowany”. Bardziej niż kłopoty społeczeństwa z władzą i ideologią zajmował Lipską, jak powiedziałby Henryk Elzenberg, „kłopot z istnieniem”.
Znajdziemy w tej twórczości znamienne dla nowofalowej poetyki wyczulenie na fałsz oficjalnego języka (nowomowy), lecz jest to uwrażliwienie jeszcze głębsze, zrodzone z poetyckiej świadomości niepodobieństwa mowy do rzeczy, a także pojemności i plastyczności języka jako środka porozumienia. Wszystko, co stanie się specjalnością warsztatu Ewy Lipskiej: typ metafory, paradoks, ironia, puenta, odrealnienie świata – wszystko to nie pochodzi z typowo „nowofalowej” estetyki, którą inspirowały tradycje awangardowo-lingwistyczne (Peiper, Przyboś).
Poezja autorki „Żywej śmierci” nie była odpowiedzią na programowe zalecenie (Barańczaka) oddzielenia „ironii” od „harmonii” czy „ufności” od „nieufności”, nie była też prostym odzewem na postulat (Zagajewskiego), by „powiedzieć prawdę”. Etyka i poetyka związały się w wierszach Ewy Lipskiej na odmiennej zasadzie, bowiem kreowane w nich „ja” nie ulegało (najszlachetniejszym choćby) naciskom zbiorowości, pozostając istnieniem bardziej zajętym tajemnicami egzystencji (czasu, śmierci, samotności) niźli „przedstawianiem” świata w jego aktualnej, politycznie opresyjnej formie. Osobność Lipskiej antycypowała w tym pokoleniu proces indywiduacji, który dla pozostałych poetów (Barańczaka, Zagajewskiego, Krynickiego) rozpocznie się dopiero później, w nowych okolicznościach biograficznych i ustrojowych.
Pięć pierwszych tomów wierszy złożyło się w początkowej dekadzie twórczości Ewy Lipskiej (1967–1978) na tematycznie i emocjonalnie spójny cykl, któremu można byłoby nadać miano lirycznego dziennika z okresu dojrzewania. Indywiduacja prowadzi tu do samopoznania podmiotu i ustalenia relacji zarówno ze światem zewnętrznym, jak też „jaźnią”, najgłębszą i tajemniczą dla siebie samej istotowością „ja”.
Ujmując sprawę prościej, rzec można, że Ewa Lipska jest poetką głęboko i trwale zaabsorbowaną człowieczym byciem-w-świecie. Nie tylko funkcjonowaniem w konkretnych kulturach i strukturach społecznych, lecz również uczestnictwem – każdego dnia, każdej chwili – w egzystencjalnym agonie między „być” a „nie być”, między życiem a śmiercią, między istnieniem osobniczym a wspólnotowym. Przy czym śmierć może przyjąć postać „żywej śmierci”, czyli istnienia niekompletnego, ograniczonego przez bierność samego podmiotu lub zewnętrzne czynniki. Poetka przede wszystkim tego nie akceptuje: zagrożenia trwaniem „na niby”, pozornej, jałowej egzystencji. Ta niezgoda oznacza też przekroczenie egzystencjalistycznego pesymizmu.
W utworach późniejszych, z lat 90., poetka poszerza refleksję tożsamościową o dialogi wyobraźni z przeszłością. Świat jej wierszy zaludnia się postaciami i zdarzeniami minionymi, przemieszane wymiary czasu układają się w archetypowy scenariusz losu ludzkiego. Wyobraźnia ożywia postaci utraconych bliskich, ale także duchy wielkich poetów i filozofów. W wierszach pojawiają się John Keats, Marcel Proust, Hannah Arendt, Martin Heidegger – wielcy poprzednicy stawiający fundamentalne pytania o naturę i sens istnienia.
Rozbudowana refleksja egzystencjalna bynajmniej nie osłabia odniesień twórczości Ewy Lipskiej do realności społecznej i kulturowej. Historyczność jest w niej stale obecna. Depresyjno-chorobowe samopoczucie literackiego podmiotu w pierwszych tomach ma bowiem genezę tyleż fikcjonalną, co i pozaliteracką. Poetka w latach 70. doznaje dotkliwości życia społecznego jak wszyscy inni, buduje poetycki świat na prawach paraboli, dając mu ironiczne miano Domu Spokojnej Młodości, w którym „wszystkim było nienormalnie”. Bez trudu przecież można w figurach miejsc penitencjarnych (jak więzienia, szpitale, sanatorium dla tych, którzy „stracili pamięć”) rozpoznać makiety świata prawdziwego. Przestrzeń zagrożonej wolności kształtują obrazy miejsc zamkniętych, definiowanych przez swoje funkcje społeczne; należą do nich: dom, szkoła, zakłady lecznicze i psychiatryczne, placówki opieki (sierocińce, domy starców). W każdym jednostka istnieje jako nieautonomiczne, lękowe „ja”, które traci poczucie realności.
Rozbicie tożsamości wyraża metafora choroby, która „drwi / z cichociemnych ciałek krwi” („Transfuzja”). W pierwszych tomikach sceneria szpitalna pojawia się często jako przestrzeń między-świata, sfery pośredniej między życiem a nie-życiem. Poczucie zagrożenia rodzi się z nieprzygotowania do wyjaśnienia fenomenu śmierci. „Ja” liryczne to przede wszystkim „ja” zdumione wszechobecnością śmierci wokół siebie.
W „Czwartym zbiorze wierszy” powracają motywy mortalne, chorobowej destrukcji ciała towarzyszy rozbicie świadomości. Stany schizofrenicznego poczucia rozdwojenia jaźni, mistrzowsko wykreowane w poetyckiej prozie „Żywa śmierć”, mogą stanowić przykład zarówno artystycznego przetworzenia motywu szaleństwa, jak i alegoryczny wariant motywu uwięzienia w domu-kraju. (Tak wówczas czytano nie tylko prozę, ale i wszystkie „szpitalne” wiersze Lipskiej, dzisiaj bardziej pociągające wydaje się szukanie znaczeń szerszych, wskazujących na kwestię modernistycznej dezintegracji tożsamości).
W latach 80., w drugiej fazie rozwoju twórczości liryka Ewy Lipskiej ma charakter zapisu zmagań „ja” ze światem, nazywanym „przechowalnią ciemności”, „spalonym domem”, pozbawioną wylotu „pułapką”, „mroczną spiżarnią”. Figurą azylu przed napierającą i dezintegrującą rzeczywistością staje się sen, który głęboko przenika jawę, nadając jej charakter subiektywny, determinowany przez podmiotowe poczucie niezborności. Oniryczność motywuje w utworach Lipskiej odwracanie związków przyczynowo-skutkowych, co poetka wyraża w konstruowanych na zasadzie paradoksu metaforach („z mojego domu wszystkie drzwi odeszły”; „Boję się o nasz wiek / ponad wiek rozwinięty”; „naoczny świadek / powszechnej utraty wzroku”), antytezy ilustrują relatywizm zjawisk i wartości („Dziennik podróży uległ nienapisaniu”; „milczenie / jest najbardziej trafną odpowiedzią”), inwersje podkreślają anormalność zdarzeń, zaś oksymorony eksponują zatarcie granicy między realnością a fantasmagorią.
Poetyka Lipskiej kształtuje się nie tyle pod wpływem poczucia niewydolności języka, ile wskutek silnego odczucia kryzysu podmiotowości. Formuje się w tych utworach „ja” skonfliktowane ze światem, które konstatuje swą nieprzynależność do jakiejkolwiek wspólnoty (rodzinnej, rówieśniczej, społecznej) i odkrywa własną samotność. Jednak nie oznacza ona wolności, gdyż jest samotnością wymuszoną przez zinstytucjonalizowane postaci władzy, izolującej jednostkę od Innych, jak i rzeczywistości. Wyzwolenie musi więc dokonać się przez opuszczenie miejsca. Sytuacje liryczne w kolejnych tomach poetki konkretyzują się poprzez topograficzne realia; pojawiają się nazwy miejsc i miast Europy, także Ameryki.
Motyw podróży rozwija się w wierszach Ewy Lipskiej równolegle z przemianą biograficzną (poetka dłuższy czas przebywa w Wiedniu). Poprzedzony jest motywem podróży wewnętrznej, w głąb siebie, która przynosi zapisane w „Żywej śmierci” przejmujące doświadczenie transgresyjne. Następnie jednak dokonuje się powrót do rzeczywistości. Wiersze pisane w okresie stanu wojennego dokumentują taką psychosferę, której można nadać ogólne miano poczekalni – miejsca bezterminowego, biernego wypatrywania celu. Poczekalnie szpitalne i urzędowe. Domy-poczekalnie. W „Żywej śmierci” czytamy:
Przez wiele godzin będziesz siedział w długich, prostokątnych poczekalniach, które pozwolą ci niejedno przemyśleć. Te poczekalnie zamieszkają w tobie, będą po tobie chodziły całymi nocami […] ogarnie cię wielka bezdomność myśli.
Mnogość wariantów tej przestrzeni, w której zwykle chodzi o przymusowe trwanie w bezczynności, z niepewną nadzieją zmiany sytuacji, znajduje zwieńczenie w tomikach „Przechowalnia ciemności” oraz „Nie o śmierć tutaj chodzi, lecz o biały kordonek”. W utworach tych „ja” izolowane, charakterystyczne dla wczesnych utworów Ewy Lipskiej, emancypuje się i częściowo wyzwala od naporu wrogiego świata dzięki ucieczce w sen, ale też dzięki dystansującej ironii, która staje się wyróżnikiem poetyki tej autorki.
Ironiczność pojęta zarówno jako figura słów, jak i figura myśli, pozwala Lipskiej jeszcze mocniej wydobyć dziwność (egzystencjalną) i dziwaczność (socjopolityczną) warunków bytowania. Dziwność i dziwaczność splatają się w oniryczność; wyobrażona w tych wierszach rzeczywistość kształtuje się na pograniczu jawy i snu:
Kiedy o czwartej rano
widzę swoją babcię
przelatującą nad miastem
z torbą na zakupy
znowu w podartych butach
w zarzuconych na sen pelerynach –
próbuję ją zatrzymać
przez głuchy telefon.
Odsuwam sieć firanki.
Ścieram ze schodów plankton.
Moja babcia stoi w kolejce.
Rozgląda się za przynętą.
Nikt już niczego nie może rozwiązać.
Na niczyją korzyść.
Pierwszy dzień wiosny
emigruje z kalendarza.
Mimo jawności mówiącego podmiotu („ja” gramatyczne), rzeczywistość jest tu waloryzowana ironicznie ze względu na jej surrealny – czy może raczej hiperrealny – charakter. Znaki rzeczywistości polskiej lat osiemdziesiątych (torba na zakupy, sklepowa kolejka, podarte buty, głuchy telefon) wkomponowane zostały w ramy snu (czwarta rano, lot nad miastem). Powstaje więc chagallowski obraz świata – sen ma cechy dziwacznej jawy, a jawa przypomina dziwność snu.
TRANSFORMACJA
Egzystencjalnym zadaniem staje się poszukiwanie oparcia – nie tyle w (niejasno pojmowanej) transcendencji, ile w dobrowolnie przyjętym systemie wartości. Wiersze Ewy Lipskiej z kolejnych tomów wydawanych na przełomie wieków dokumentują kondycyjne umocnienie podmiotu dzięki ostrożnie afirmacyjnemu nastawieniu wobec egzystencji. Jednak zmiana miejsca bytowania podmiotu – wyjście z „przechowalni ciemności”, podróżowanie – bynajmniej nie daje poczucia pełnej wolności. Ideologiczne źródło opresji zastępuje „wolnorynkowa” kultura, diagnozowana przez poetkę z bezlitosną ironią. Bo oto okazuje się, że między wschodnimi rewirami a – na przykład –niemieckojęzyczną częścią sterylnej i przytulnej Europy, między naszą bylejakością a „ich” światem („gemütlich”) zaczyna rozsnuwać się ta sama pajęczyna banału i nudy.
Nasz kraj, mimo pielęgnowanych znaków tożsamości („Podczas apelu śniadania / chleb kroi szablą na krzyż”) staje się „podobny do innych”. Wspólny, europejski supermarket okazał się, niestety, przestrzenią uniwersalną, w której zarówno pan Schmetterling – bohater poetyckiego cyklu Lipskiej – jak i Herbertowski Pan Cogito, jego literacki, ironicznie przetworzony pierwowzór, mają te same powody do mizantropii. Sceptycyzm wobec dwudziestowiecznej współczesności rozciąga się na te wszystkie jej idee, z których zamierzała być dumna – na przykład idee wolności i postępu.
W wierszu „Córeczka Z.” poetka alegoryzuje sąd nad epoką w konwencji czytelnej przypowieści:
Etos i Moralność. Stare małżeństwo.
W niedzielne popołudnie drzemiące post factum.
Kilkoro udanych dzieci.
I jeden błąd natury:
pełnowieczna już córeczka Zbrodnia.
Retoryczne pytanie: „Czy popełniliśmy błąd?” otwiera następną część wiersza, w której portret tego dziecięcia epoki łatwo dałoby się rozwinąć w charakterystykę ideologicznych demonów wieku:
Granatowy fartuszek. Biały kołnierzyk.
Dyscyplina i posłuszeństwo.
Fanatyczne warkoczyki kołyszą się w tle.
W tornistrze zawsze ostre naboje.
Zemsta w garnuszku na mleko.
Legiony rzymskie w dyskotece.
W szufladach nuklearne bibeloty.
Ukończyła jedynie
wieczorowe kursy zagłady.
Córeczka Z., jak dalej czytamy, „Celuje w ciemność”. Tak kończy się nowoczesny mit wolności. Nie inaczej rozlicza Lipska mit postępu. W wierszach „Tu”, „Sklepy zoologiczne”, „Naciśnij Enter”, podobnie jak w tomach poprzednich, postęp objawia się głównie w unowocześnieniu dekoracji śmierci, doskonalonej proporcjonalnie do stopnia dehumanizacji życia. „Najnowocześniejsze krematorium w Europie”, nazwane „Żałobną Arkadią” jest jak „Pozagrobowe Pentium”, jak „Zamknięta baza danych” – nie jak miejsce rozstania duszy z ciałem. W ironicznie opisywanym pejzażu europejskiej współczesności postęp oznacza dbałość o higienę warunków odczłowieczania, alienacji Osoby bytującej w „indeksie nazwisk” zamiast w świecie żywej wspólnoty.
Dwudziestowieczna tabuizacja śmierci sprawia, że wprawdzie „Umieramy coraz piękniej / w kolekcji Gianniego Versace”, lecz nowoczesne „archetypy” estetyczne tworzą zaledwie wspólnotę mody, nie wspólnotę egzystencjalną. „Przekładamy berety na języki obce”, ale przestał działać archetypiczny kod objaśniający sferę sacrum:
Wieczorem mamy zaproszenie
na wernisaż Sądu Ostatecznego.
Wchodzimy bez biletów.
Dzisiaj jest martwy wstęp.
Wiersz ten nosi sugestywny tytuł „Krzyk mody”, choć przedmiotem opisu jest raczej niema epoka, pozbawiona zasadniczej umiejętności: prowadzenia dyskursu mortalnego, jaki znały kultury dawne. Higieniczną śmierć poprzedza higieniczne życie. „Badamy laboratoryjnie nasze śniadanie. / 314 kalorii na białym talerzu.”. Troska o ciało, jego zdrowie i sprawność, przybiera rozmiary dawnej troski o nieśmiertelność duszy. Religią staje się higieniczny tryb życia – unikanie brudu, wirusów, bólu, wreszcie drugiego człowieka. Mimo podobieństwa czy symetryczności istnienia, ludzka bliskość zanika: „Milczymy do siebie / Chociaż boli nas wspólne gardło”. Bliźniaczy los człowieczy nie łączy, lecz dzieli: „Twoje miasto jest na lewo. / Moje na prawo./.../Twoje miasto nazywa się Omen. / Moje nazywa się Nomen.”. A jednak zawarty w tym obrazie egzystencji paradoks daje szansę na odczytanie podwójne. Najpierw pesymistyczne: współczesność jest cywilizacją samotności. Potem optymistyczne: samotność, skoro jest symetryczna, twoja i moja – jednakowa, to w takim razie porozumienie i empatia powinny być możliwe. Współ-czucie ma szansę, by pojawić się, rozwinąć i stworzyć wspólnotowy fundament.
W „Sklepach zoologicznych” mocno odbija się kryzysowa świadomość wyczerpania dwudziestowiecznego paradygmatu kultury. To samo można powiedzieć o przesłaniu „Pomarańczy Newtona”. Nowoczesna, „niskokaloryczna” i higieniczna cywilizacja zmierza nie wiadomo dokąd. Wiek XXI nie przynosi niczego nowego: „Po północy wołamy go już po imieniu” („Nowy wiek”). Postęp, powtórzmy raz jeszcze tę oczywistość, okazał się złudą. Można stwierdzić, że autorka „Ludzi dla początkujących” opowiada w języku poezji to wszystko, co w antropologiczno-filozoficznych esejach składa się na charakterystykę ponowoczesnej kultury. Jej poezja przypomina antropologiczny „gęsty opis” Geertza lub pesymistyczne osądy Baudrillarda czy Baumana.
Lipska wprowadza do wiersza ikony kultury masowej jako znaki wspólne dla europejskiej świadomości. Postaci filmu (Marilyn Monroe), sztuki (Andy Warhol), mody (Versace), ale także codzienne gadżety techniki (telefon komórkowy, komputer, robot kuchenny) oraz nazwy charakterystycznych przestrzeni (siłownia, dom mody, lotnisko). Rejestrowane przez poetkę ponowoczesne doświadczenie kulturowe ma jednak charakter ambiwalentny: z jednej strony niesie negatywne odczucie zawłaszczenia i zdominowania egzystencji przez cyberkulturę, z drugiej – sprzyja wyostrzeniu świadomości podmiotu, uporczywie broniącego się przed nieautentycznością przeżycia. Poetka konfrontuje technikę jako zdobycz umysłu z psychofizycznością człowieka jako darem natury:
Nasz komputer
leży między nami.
Sformatowani w sam raz
na naszą szybką miłość
otwieramy dialogowe okno.
Deseń deszczu na szybach
z galerii Clip Art.
Wracają domyślne usta.
Ikona oddechu.
Scaleni jeszcze raz i jeszcze raz
autoryzujemy siebie nad ranem
kiedy listonosz wrzuca nam do skrzynki
wschód świeżej moreli.
Sytuacja spotkania kochanków obrazuje w wierszu Lipskiej ten wzór ponowoczesnej miłości, którą Bauman nazwał jako bycie „razem osobno”. Między współczesną Izoldą i Tristanem nie leży miecz, dzieli ich – mówiąc językiem Baudrillarda – symulakrum. Cyberkultura wypiera naturę, nieprawdziwy, zaledwie symulowany jest kontakt z Drugim, zapośredniczony przez „dialogowe okno”. Poetka ukazuje w ten sposób dramat niekomunikacji w kulturze nadmiaru komunikacyjnych mediów.
Pozostając w kręgu wielkiej tradycji modernistycznej (literackiej, malarskiej, muzycznej), Lipska z uwagą śledzi inwazję kultury popularnej i zacieranie się granic między obiegiem elitarnym a potocznym. Zdaje sobie sprawę z nieuchronności tego procesu, podejmuje tedy wyzwanie: wprowadza do wiersza rekwizyty postępu, techniki, wzbogaca język o nowe frazy i słowa, lecz wszystko to przesiewa przez ironię, strażniczkę autentyzmu.
W „Pomarańczy Newtona” nadal ilustruje ponowoczesną homogenizację wartości. Ukazuje, jak twory wysokiej kultury europejskiej tracą swe symboliczne zakotwiczenie wskutek zmieszania z popkulturą:
Na scenie MacHamlet’s.
Teatr szybkiej obsługi.
„Biedny Yorick”. Glutaminian sodu.
Świadkowie historii
z pobliskiej frytkarni.
Żegnajcie Ofelie z konserwantów.
Chipsy strachu porywa wiatr.
„Sceną”, o której mowa, jest miasto, ikona postępu, stojące „w miejscu Edenu”. Nosi ono cechy opisywanego przez krytyków ponowoczesności „supermarketu” i staje się główną scenerią życia, w którym nie ma miejsca dla transcendencji. Chroni przed nią – czytamy w wierszu „Nowy wiek” – „życioodporna kamizelka”. „Bóg przyznał się / że jest tylko człowiekiem”, emblematy religii wchłania komercyjny handel.
Infantylizacja ponowoczesnej kultury przejawia się w tym, że do świata-supermarketu nie ma dostępu ani prawda życia, ani też prawda śmierci, którą – jak czytamy w wierszu „Przed sklepem” – należy zostawić na zewnątrz, „Uwiązaną na smyczy. Najlepiej w kagańcu”. Tej samej kwestii poświęcony też został przejmujący wiersz „Naciśnij Enter” z tomu „Sklepy zoologiczne”.
Poezja Lipskiej począwszy od lat 90. jest systematyczną krytyką kultury, zarówno lokalnej, jak i zachodnioeuropejskiej. O ile wcześniej „nienormalność” świata była odbiciem stanu świadomości zdezintegrowanego podmiotu oraz somnambulicznej realności, to teraz – gdy ów podmiot zwycięsko przechodzi proces indywiduacji i samookreślenia – rzeczywistość nabiera więcej kolorów, świat staje się bogatszy, może mniej wrogi, ale też jednocześnie przepełniony entropią, chaosem, dysonansową polifonią.
Obserwując transformację ogólnej kultury, poetka w ostatnich tomach ostrzejszą kreską rysuje obraz rzeczywistości lokalnej, polskiej. W wierszu „Wolność” pisze: „Mój kraj włóczy się po wolności. / Udaje Europę”. W kolejnych utworach sarkazm łączy się z głębokim pesymizmem, w tomie „Pogłos” czytamy: „Mój kraj wygląda dzisiaj jak / nieogolona kopalnia. / Ubogi pejzaż. Prawie bankrut”. I dalej:
Mój kraj idzie przez kraj
z wytatuowanym na
grubej owłosionej łydce
orłem
który
próbuje wzlecieć
próbuje wzlecieć
próbuje wzlecieć.
Nie może wynikać z tych cytatów domysł o wyższości kultury zachodniej Europy, która w innym wierszu zostaje nazwana „przytułkiem”. Obraz polskiej realności wydaje się znacznie mocniej nacechowany emocjonalnie, ale pozostaje w związku z ogólnym przekonaniem poetki o kryzysowości epoki.
Przekonanie to zostaje szczęśliwie (dla artyzmu utworów, którym mogłaby grozić publicystyczna jednoznaczność) zrównoważone przez bardziej uniwersalną refleksję egzystencjalną, wypowiedzianą jednak – co ważne – w dystansującej poetyce liryki roli. W kolejnych tomikach Ewa Lipska sumuje trwałe, powtarzalne motywy swej twórczości, ale zamyka kreowany świat poetycki w modalnej ramie dialogu o wartościach, które przeciwstawia wszystkim oznakom degradacji kultury. Pierwszą wskazuje w końcowym wierszu zbioru niby-listów do tajemniczej pani Schubert: „dobrze, że jest jeszcze / taki kraj, który jest wszędzie i nazywa się Poezja”. Drugą wartość nazywa w poetyckiej prozie zatytułowanej „Wielki zderzacz hadronów”:
Droga pani Schubert, ponieważ wierzę w życie pozagrobowe, spotkamy się na pewno w Wielkim Zderzaczu Hadronów. Zapewne będzie pani cząstką liczby, którą dodam do siebie. Suma nie będzie wymagała żadnego wyjaśnienia. To mniej więcej tyle, ile wynosi miłość. Minus katastrofa.
KORZENIE
Do najbardziej rozpoznawalnych wyróżników poetyki Ewy Lipskiej należą metafora, paradoks i ironia. Są to takie figury dystansu (podmiotu do rzeczywistości), których zastosowanie daje możliwość skrótu i uogólnienia myśli czy obserwacji podniesionej z poziomu potocznego doświadczenia do uniwersum intelektualnych „depozytów”.
Metafora, ironia, dowcip odgrywają rolę równie ważnych sposobów poznania świata, co i nieliterackie dociekania naukowe czy filozoficzne. Niemniej trzeba ze strony twórcy wielkiej ostrożności, by metafory nie hermetyzowały tekstu do granic niezrozumiałości, by paradoksy nie stawały się ludycznym wypełniaczem, a ironia – nie gmatwała we własnej wieloznaczności. Ewa Lipska świetnie włada takimi figurami, co wynika z osadzenia tej twórczości w macierzystej tradycji dwudziestowiecznego modernizmu. O pokrewieństwie z poetyką Nowej Fali już była mowa, często pisano też o inspiracjach surrealistycznych. Warto może byłoby sprawdzić, czy korzenie twórczości Lipskiej nie ciągną także starszych soków.
Mimo swej metaforyczności poezja ta jest z pewnością głęboko zanurzona w życiu. Podobnie zanurzona w rzeczywistości była na przykład twórczość Leopolda Staffa, który pragnął, by wiersz był „Tak jasny jak spojrzenie w oczy. I prosty jak podanie ręki”. Ewa Lipska przed laty zapisała echobrzmiące „Przesłanie”: „Tak pisać aby nędzarz / myślał że pieniądze. / A ci co umierają: / że to urodziny”. Osadzona w życiu była również poezja Cypriana Norwida, wielkiego ironisty, który z niepokojem śledził degradację nowożytnej kultury. Lipskiej także lekcja ironii pozwoliła zdiagnozować kształt dwudziestowiecznego świata. Ale głęboko zanurzona w życiu jest też twórczość ojca polskiej poezji – Jana Kochanowskiego. Czyżby i on mógłby być dziś uznany za patrona krakowskiej autorki? Na podobne pytanie zadane w pewnym wywiadzie odpowiedziała ona z rozbawieniem: „może… też, troszkę?”.
Arcydzieła Kochanowskiego rodziły się dzięki emanacji genius loci – atmosferze rodzinnego gniazda, jak również doświadczeniu kraju i czasu, w jakim przyszło mu żyć. W rytmie sylabicznych wersów i regularnych strof poeta sławił harmonię bytu, choć dobrze wiedział o istnieniu jego ciemnej strony. Duch epoki był jeszcze silny, Jan Kochanowski mimo wielu doznanych trosk nie przestawał słyszeć harmoniae mundi. W tym zestawieniu twórczość Lipskiej jest awersem przednowoczesnego świata, lecz czytana równolegle z liryką Kochanowskiego pozwala zrozumieć głębię nostalgii, przenikającej większą część nowoczesnej literatury.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Kochanowski pod czarnoleską lipą dociekał sensu ludzkiego bytowania, Michel Montaigne w swej rodzinnej posiadłości pisał „Próby” – arcydzieło myśli eseistycznej, w którym prozą, z inspiracji filozoficzno-teologicznych lektur tudzież na podstawie własnych życiowych doświadczeń, snuł refleksje na temat natury człowieka, świata i istnienia. Ewa Lipska chętnie wraca do tej lektury, choć niekoniecznie na prawach cytatu. Być może Michel Montaigne jest ważny dla niej dlatego, że w jego dziele zamknął się ponadczasowy zestaw pytań, jakie stawia sobie również dzisiejszy człowiek dociekający władzami umysłu, jaki jest on sam i jego egzystencja.
Autor „Prób” skupiał uwagę na swym „ja”, prowadził bezprecedensową wówczas autoobserwację, przekonany, że skoro „każdy człowiek nosi w sobie całkowitą postać ludzkiego stanu”, to najpewniejszym źródłem wiedzy właśnie on sam się staje. Montaigne jest może również dla poetki nauczycielem sceptycyzmu, z którego wszakże nie wynika tragizm, lecz odwaga. To umiejętność akceptacji przemijalności bytu oraz śmierci. W fikcyjnym wywiadzie – literackiej zabawie zmontowanej przez poetkę z fragmentów „Prób” wielki myśliciel radzi: „Natura jest łaskawym przewodnikiem; ale nie bardziej łaskawym niż roztropnym i sprawiedliwym… Przyjmuję ze szczerego serca i z wdzięcznością to, co natura uczyniła dla mnie; cieszę się tym i chwalę to sobie… Trzeba biec ze złem, a przysiadać z dobrem…”.
Siła twórczości Jana Kochanowskiego tkwi w tym, że uczy ona, jak mówić światu „tak”, zaś język w tej mediacji osłania wszelkie ludzkie traumy. Montaigne natomiast zda się stwierdzać: „tak, mimo że…”. W „Próbach” pisze: „Życie samo w sobie nie jest ani dobre, ani złe, jest miejscem na dobro i zło wedle tego, czym je zapełnicie.” Tę warunkowość afirmacji bytu oddaje też w swobodnej, asocjacyjnej kompozycji dzieła.
Poezja Ewy Lipskiej, choć nader odległa od spuścizny renesansowego klasycyzmu, w pewnym sensie łączy te dwa pozornie odmienne typy myślenia i artystycznej konstrukcji. Ma w sobie sentencjonalność, lapidarną celność, skrót myślowy odbity w metaforze. Wiersz jest zamknięty (konstrukcyjnie) i jednocześnie otwarty (na wariantywność znaczeń). Ma też, wypracowaną nie bez trudu, bliską poezji czarnoleskiej akceptację bytu. Afirmuje istnienie samo w sobie. Zgadza się na człowieka, jaki jest: chwiejny, pogmatwany, ale i twórczy. W jednym z wywiadów poetka mówi: „lubię ludzi, jestem ich ciekawa”. Nieważne, z kim byłoby jej dziś bardziej po drodze – i Kochanowski, i Montaigne pozostają twórcami fundamentów wielkiego humanizmu, czyli głębokiej troski o człowieka, którego duch (rzecz jasna, unowocześniony) unosi się nad każdą kartką zapisaną wierszem Ewy Lipskiej.
Anna Legeżyńska
Wieczór autorski 2015:
Samotność jak cholesterol:
Droga pani Schubert
Chyra interpretuje wiersze Lipskiej:
WYBRANA BIBLIOGRAFIA:
- Anna Legeżyńska, „Domy Spokojnej Młodości”, [w:] „Dom i poetycka bezdomność w liryce współczesnej”, Warszawa 1996;
- Anna Legeżyńska, „Doświadczenie kulturowe w poezji Ewy Lipskiej. Zarys problematyki”, „Przestrzenie Teorii” nr 15, Poznań 2011;
- Tadeusz Nyczek, „Spalony dom (o poezji Ewy Lipskiej)”, „Twórczość” nr 9, 1974;
- „Nic nie jest pewne. O twórczości Ewy Lipskiej”, pod red. A. Morawca i B. Wolskiej, Łódź 2005;
- Grzegorz Olszański, „Śmierć udomowiona. O wyobraźni poetyckiej Ewy Lipskiej”, Katowice 2006;
- Aneta Piech-Klikowicz, „«Patrzymy sobie w oczy». O twórczości Ewy Lipskiej”, Kraków 2013;
- „Pogłosy. Aspekty twórczości Ewy Lipskiej”, red. A. Woldan, Wiedeń 2011;
- Krzysztof Skibski, „Antropologia wierszem. Język poetycki Ewy Lipskiej”, Poznań 2008;
- Stanisław Stabro, „Poeta odrzucony”, Kraków, 1989.