Wisława Szymborska – tajemnicza, ale uwielbiana; skromna, ale podziwiana; poważna, ale dowcipna; niefrasobliwa, ale zaangażowana; w tłumie, ale osobna; poetka i intelektualistka; adeptka i filozofka, ironiczna i empatyczna, emocjonalna i sceptyczna, racjonalna marzycielka – niemal każda paradoksalna para przymiotników może ją określić.
WISŁAWA SZYMBORSKA – urodziła się 2 lipca 1923 roku w Prowencie, który wówczas był odrębną jednostką administracyjną, a później stał się częścią Kórnika. Zmarła w Krakowie 1 lutego 2012 roku.
Przede wszystkim poetka, autorka czternastu tomów wierszy: „Dlatego żyjemy” (1952), „Pytania zadawane sobie” (1954), „Wołanie do Yeti” (1957), „Sól” (1962), „Sto pociech” (1967), „Wszelki wypadek” (1972), „Wielka liczba” (1976), „Ludzie na moście” (1986), „Koniec i początek” (1993), „Chwila” (2002), „Dwukropek” (2005), „Tutaj” (2009), „Wystarczy” (2012), „Czarna piosenka” (2014, pośmiertnie, na podstawie maszynopisu).
„Pomiędzy” kolejnymi tomami poetyckimi Wisława Szymborska była także felietonistką, eseistką, krytyczką literacką, tłumaczką (głównie z języka francuskiego). Od lat 50. w „Życiu Literackim” zajmowała się rubryką udzielającą porady świeżym adeptom poezji, po oddaniu legitymacji partyjnej w 1967 roku pisała dla tego czasopisma felietony dotyczące szeroko pojętej literatury, które potem kontynuowała w „Piśmie”, „Odrze” i wreszcie w latach 1993–2002 w „Gazecie Wyborczej”. Publikowane w kolejnych tomach pod wspólnym tytułem „Lektury nadobowiązkowe”, w 2015 roku ukazały się jako „Wszystkie lektury nadobowiązkowe” (562 teksty).
Ponadto twórczyni pocztówek i kolaży, autorka humorystycznych, zróżnicowanych gatunkowo utworów, które opublikowano w książkach „Rymowanki dla dużych dzieci” (2003) i pośmiertnie, z inicjatywy wieloletniego sekretarza poetki – Michała Rusinka, w zbiorze „Błysk rewolwru” (2013).
W 1990 otrzymała Nagrodę Kościelskich, w 1991 Nagrodę Goethego, w 1995 Nagrodę Herdera i tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, w 1996 otrzymała Literacką Nagrodę Nobla, w 2011 odznaczono ją Orderem Orła Białego.
„MINUTA” PRZED NOBLEM
Choć nieodmiennie w licznych publikacjach krytycznych i naukowych podkreśla się szczupłość dorobku poetyckiego Szymborskiej, można powiedzieć, że twórczość ta ma dosyć zawikłaną historię rozwoju i recepcji.
Wisława Szymborska – zadebiutowała w 1946 roku na łamach „Dziennika Polskiego” wierszem „Szukam słowa”. Wiersze publikowane w prasie w latach 40. wyraźnie zdradzają jej przynależność poetycką do powojennego pokolenia młodych poetów, którzy próbują zmierzyć się z dramatem wojny, poszukują nowych formuł językowych dla wyrażenia powojennej rzeczywistości i sytuacji człowieka wydziedziczonego z humanistycznych ideałów. Jednak jej debiut książkowy – tom „Dlatego żyjemy” – ma miejsce 1952 roku, odbywa się więc w zdefiniowanych okolicznościach narzuconej artystom doktryny socrealistycznej i z zaangażowaniem realizuje jej postulaty. Dopiero w trzecim tomiku poetyckim – „Wołaniu do Yeti” – pojawia się charakterystyczna poetyka Szymborskiej, którą doprowadzi do perfekcji w tomach kolejnych, uczyni swoim znakiem rozpoznawczym, niemożliwym do pomylenia i do skopiowania.
Podwaliny do całościowego opisu Szymborskiej stworzył Jerzy Kwiatkowski w przedmowie do zbioru wierszy wybranych (1977), zaś wszystkie jego spostrzeżenia ugruntował i rozwinął pierwszy monografista poetyki – Stanisław Balbus w książce „Świat ze wszystkich stron świata. O Wisławie Szymborskiej” (1996).
POETYKA WOBEC ŚWIATA
Tym, co konstruuje tę poezję, jest giętkość i odkrywczość języka kształtującego różnego rodzaju formy, przedłożenie idiomu konwersacyjnego nad konwencjonalny, który realizuje się w sięganiu do mowy potocznej, nicowaniu jej kolokwializmów, frazeologizmów, walczenie ze stereotypem pojęciowym poprzez rozbrajanie stereotypu językowego. Zarazem nie jest to poezja ukierunkowana lingwistycznie, „podejrzewająca język”, ale godząca się na jego możliwości, jak i ograniczenia, w celu oddania stanu wiecznej podejrzliwości wobec świata.
Realizuje się ona poprzez zamanifestowanie kilku kluczowych zasad. Pierwszą z nich jest poczucie wyobcowania, widzenia człowieka jako biologicznego gatunku odrębnego od świata rzeczy i świata przyrody. Niemożność jakiejkolwiek komunikacji między nimi, nadgryzienia wzajemnej istotowości oddaje głos w sprawie opisu świata „innobytom” – przejawom istnienia innym od człowieka (kamieniom, roślinom, zwierzętom, wszelkim przejawom materii). Po drugie sama istotowość istnienia jest przedmiotem namysłu Szymborskiej, która całość życia widzi jako „istnienie zaprzeczone, jako swoista lewa”, „przenicowana strona nie-istnienia”. Po trzecie wreszcie – nie ma rzeczy, której nie dałoby się i nie byłoby warto poddać w wątpliwość – tym samym zdziwienie, zdumienie staje się naczelną kategorią estetyczną tej poezji, metonimia i synekdocha głównymi narzędziami realizacji.
W ślad za tymi „zasadami” idzie sceptycyzm – jako źródło ironii, lecz nigdy wyszydzającej, łagodzonej przez swoistą czułość i charakterystyczny dowcip. Wszystko to razem sumuje się w oryginalną formułę poezji filozoficzno-refleksyjnej, która konsekwentnie opowiada się po stronie pewnych systemów filozoficznych (najbardziej uprzywilejowanymi są Heraklit i Leibniz jako twórcy doktryn rozwijających idee jedności w wielości), jednocześnie „zaświadczając swoją odrębność i indywidualność”, która umieszcza go poza możliwościami opisu poezji językiem doktryn filozoficznych.
Tak rysująca się poezja jest procesem, którego celem jest ujęte w jedną z najsłynniejszych formuł Szymborskiej: pogłębienie „zmysłu udziału” – nawiązanie komunikacji ze światem, przeniknięcie jego tajemnic, struktur i sensów.
POEZJA POLITYCZNIE NIEAKTUALNA?
Być może lekcja sceptycyzmu, jaką była przygoda z komunizmem, sprawiła, że w późniejszych latach Szymborska nigdy nie pisała poezji wprost nawiązującej do aktualnej sytuacji politycznej czy konkretnych zdarzeń z życia społecznego (wyjątkiem jest „Fotografia z 11 września” z tomu „Chwila”). Także tom „Ludzie na moście” (1986), który w wielu miejscach możemy zinterpretować jako refleksję związaną z zaostrzającą się sytuacją polityczną w Polsce początku lat 80., jednak oscyluje wokół przejawów życia społecznego w typowym dla poetki filozoficzno-ironicznym kręgu refleksji, na antypodach poezji zaangażowanej tamtych lat.
Tymczasem jej obecność na scenie poetyckiej lat 90. zostaje zaznaczona kontrowersyjnym aktem publikacji wiersza o znaczącym tytule „Nienawiść”, w czerwcu 1992 roku na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”. Adam Michnik wykorzystał nadesłany znacznie wcześniej przez autorkę utwór w związku z upadkiem rządu Jana Olszewskiego i opublikowaniem tzw. Listy Macierewicza.
Radykalnie skomentował ten krok Krzysztof Koehler w recenzji tomu „Koniec i początek”, krytykując traktowanie poezji jak instrumentu politycznej rozgrywki i wyrażając nadzieję, że był to ostatni akt polityki kulturalnej rodem z PRL-u. „Kastrowanie żywego słowa wiersza” argumentuje tym, że zawartość całego tomu – traktowana jako poetycki komentarz dopisany do „Nienawiści” – pokazuje, jak bardzo została ona pozbawiona właściwego poetyckiego kontekstu, którym jest „kolejna próba wyznania wciąż tej samej bezradności wobec tajemnicy miłości, śmierci, losu”. Swój manifest krytyczny kończy znaczącą trawestacją wiersza „Niektórzy lubią poezję”: „Już do jasnej cholery nie wiem, nie wiem, nie wiem nareszcie dla kogo pisze się wiersze w Polsce i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy”.
Tym samym Koehler włącza pozostającą zawsze na uboczu Szymborską w ciąg przemian polskiej literatury, która w połowie lat 80. zaczęła upominać się o swoją autonomię, zwolnienie z polityczno-ideowych powinności na rzecz artystycznej niepodległości, opisywania świata kategoriami innymi niż te proponowane przez wyobraźnię historyczną. Paradoksalnie – te witane przez niego objawy wolności realizują się w opresyjnej dla poetki strefie znaczeń. Jest bowiem czystym przypadkiem, a zarazem wiele komplikującą koincydencją fakt, że historyczny moment kształtowania się zupełnie nowej rzeczywistości politycznej i rynkowej zbiega się w życiu poetki z radykalnymi przemianami o charakterze z gruntu innym – somatycznym, które obejmują takie zjawiska, jak: przemijalność, utrata najbliższych, śmierć. Mówiąc krótko – wszystko, co wchodzi w obręb senilności, jej egzystencjalnego odczucia i artystycznej realizacji.
PO NOBLU
Nie na wszystkich autorów Nobel spada jak grom z jasnego nieba. Faktem jednak jest, że Wisława Szymborska, mimo iż wcześniej utytułowana ważnymi nagrodami, ciesząca się uznaniem naukowców, krytyków i przede wszystkim czytelników – jak głoszą anegdoty, żywiła wręcz nadzieję, że do Nobla „nie dojdzie”, zwłaszcza, gdy rok wcześniej otrzymał ją Seamus Heaney.
Wydawało się mało prawdopodobne, by rok po roku nagrodę tę przyznano poetom, w dodatku – jak określił to Stanisław Barańczak – „przedstawicielom dwóch narodów katolickich, pokrzywdzonych przez historię i spożywających duże ilości kartofli” (Bikont, Szczęsna). Dlatego otrzymanie nagrody Nobla, oprócz przypieczętowania uznania i sławy międzynarodowej Szymborskiej, przyczyniło się do powstania wielu humorystycznych opowieści na ten temat. Samo zdarzenie utrwaliło się w biografii autorki pod nazwą „tragedii sztokholmskiej” (określenie Bronisława Maja), słynna jest również fotografia prasowa przedstawiająca poetkę w otoczeniu przyjaciół w Domu Pracy Twórczej „Astoria” w Zakopanem – portretująca ją tuż po otrzymaniu wiadomości o przyznaniu nagrody, w geście wyrażającym bardziej niedowierzanie i poczucie absurdu sytuacji niż entuzjazm.
Przemówienie noblowskie Szymborskiej wygłoszone na uroczystościach Szwedzkiej Akademii zatytułowane „Poeta i świat” należy do jednego z najkrótszych w historii tej nagrody. Ten duży zwrot w życiu artystycznym i prywatnym Szymborskiej zaowocował zatrudnieniem osobistego sekretarza – Michała Rusinka, który piastował tę funkcję aż do śmierci Szymborskiej. Losy ich przyjaźni oraz intymny opis życia poetki od momentu przyznania Nobla aż do śmierci opisał on potem w książce „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej” (2016).
Nagroda w połączeniu z cechami osobistymi autorki: skromnością, powściągliwością, unikaniem kontaktu z mediami i wypowiadaniem się na tematy dotyczące procesu twórczego – wielokrotnie podkreślane przez badaczy i krytyków jej poezji i organicznie łączone z opisem jej twórczości – stały się przyczyną dużego rozziewu między jej rzeczywistą osobą a kreowanym wizerunkiem, kształtującym się zjawiskiem nazwanym przez Małgorzatę Baranowską „mitem Szymborskiej”.
Nagle wszyscy chcieli być – i stali się – jej wiernymi, szczerymi czytelnikami, czego dowodem i efektem jest książka Marty Fox, która zbiera głównie wypowiedzi artystów dotyczące ulubionego wiersza Szymborskiej, napisane w narzuconej przez autorkę dyrektywie, iż mają to być wyznania osobiste, niepisane naukowym językiem analizy i rozbioru – co w mniemaniu autorki zaprzepaściłoby esencję tej poezji i uniemożliwiło oddanie więzi budowanej między czytelnikiem a dziełem. Nie należy do odosobnionych to pragnienie prywatnego zawłaszczenia – w przekonaniu, że jest to bliższe samej autorce, oddaje sprawiedliwość jej twórczym zamysłom i jest czytaniem słuszniejszym.
Obok silnie zawłaszczających i prywatyzacyjnych zabiegów rozwijał się intensywnie dyskurs naukowy dotyczący tej poezji. W roku przyznania Szymborskiej nagrody Nobla ukazuje się aż 11 monografii jej twórczości, zarówno autorów pojedynczych, jak i prac zbiorowych, książek próbujących ująć jej twórczość w kategoriach syntezujących i omawiających pojedyncze teksty. Publikacje te na długo zdeterminowały języki opisu tej poezji.
W latach kolejnych, w miarę ukazywania się późnych tomów poetki, optykę tę próbuje się naruszać, pokazywać tematyczne zmiany ciężarów, szukać nowych kategorii opisu (niewyrażalność, feminizm, metafizyka, badania językoznawcze), stawiać nowe diagnozy dotyczące poetyckich strategii. Poszukiwanie innych języków opisu łączy się także z próbą uchwycenia syndromów przemijalności, starości, destrukcji, poszukiwania zwrotu metafizycznego.
Całość konsekwencji życiowych i artystycznych, które przyniósł poetce Nobel trafnie podsumowuje Agnieszka Czyżak: „Im bardziej Szymborska była znana, tym szybciej zastygł jej publiczny wizerunek oraz wzorzec interpretacyjnych dyrektyw (…). Wizerunek ten, rozpięty między swymi biegunowo różnymi realizacjami, czyli portretem pierwszej damy poezji polskiej a karykaturą anachronicznej «salonowej ciotki», nie mógł być przez poetkę akceptowany: ani w wariancie laudacyjnym, ani w wariancie wyrosłym z niechęci, czy lekceważenia, często też podszytym pragnieniem dokonywania rozmaitych «rozliczeń»”.
UJEMNY ZMYSŁ UDZIAŁU (PÓŹNE WIERSZE)
„KONIEC I POCZĄTEK” jest tomem z pogranicza, innym od wszystkich, stanowi moment przejścia między dawną Szymborską – z zapałem stojącą po stronie świata i ludzkości – a Szymborską wkraczającą w strefę terminalności, w której śmierć to już nie pokonana ironią i konceptem figura życia, ale jego rzeczywista granica o definitywnym wymiarze.
Po ukazaniu się tego tomu następuje charakterystyczna dla tej poetki przerwa bliska dekady (9 lat), po której w niewielkich odstępach pojawiają się kolejne tomy – których nie możemy już czytać inaczej niż tomów senilnych, ostatnich. Natrętnie opisywana w kategoriach statystyki, stale podliczana, jeśli chodzi o liczbę tomów i wierszy, Szymborska w ostatnich 10 latach swojego życia „przyśpiesza” z własnym pisaniem. To „Koniec i początek” sprawił, że nic już w tej poezji nie jest takie samo, nawet jeśli zewnętrzne oznaki poetyki wskazują, że jest inaczej.
Niesamowita konsekwencja i spoistość poetyckiego uniwersum Szymborskiej (oraz jej wysoka powściągliwość we włączaniu w jego tkankę pierwiastków osobistych) sprawiają, że wszelkie pojawiające się w niej zmiany mają charakter dyskretny i nie są łatwe do opisania. „Koniec i początek” ukazuje się w momencie, gdy Szymborska ma 70 lat. Nic zatem dziwnego, że uwaga krytyki nastawiona jest na rejestry typowe dla kategorii mistrzostwa i autorytetu.
Pojawiają się już wprost sformułowane oczekiwania podsumowania twórczości, summy życiowej, chce się postrzegać tę twórczość jako scalającą, nadającą i wskazującą znaczenia – wbrew jej wytrwale kultywowanej logice wątpienia. Nie należy do odosobnionych głos, że Szymborska dokonuje wyborów teoriopoznawczych, organizuje świat poetycki tak, że przejawy rzeczywistości – objawiające się głównie w szczególe – znajdują swoje miejsce w „porządku tajemnicy”, nie biorą udziału w żadnej hierarchii ważności, ponieważ wszystko jest znaczące (ks. Jan Sochoń).
Mimo to w perspektywie kolejnych tomów dobitnie uwidacznia się fakt, że Szymborska „porządkuje” świat w kierunku anihilującym. Tytuł „Koniec i początek” oddaje jej niebywały talent do tworzenia esencjonalnych formuł dla nazwania pierwiastka porządkującego każdy tom. Ten wzór – o odwróconej kolejności, składa eschatologiczne obietnice, pozwala umieścić śmierć w judeochrześcijańskiej perspektywie przejścia do innego świata. Jednak autorka oczekiwania te deprymuje, unieważnia, niczego nie ma zamiaru tak naprawdę odwracać.
Sugerowany koniec z pewnością wpływa na ciemny elegijny ton, dominujący nad dotychczasowym ożywczym językiem paradoksu i przeciwieństw, i wiąże się z utworami poświęconymi śmierci, rozmyślaniem nad jej masowością i definitywnością, a także mierzeniem się ze stratą najukochańszych: „widać, że to opukiwanie granicy ludzkiego świata, świata żyjących, (…) próba zmierzenia wyobraźnią tego, że bliscy odchodzą” (Nasiłowska). Z pewnością na zbudowanie głównej tonacji tego tomu miała wpływ śmierć wieloletniego partnera życiowego Szymborskiej – Kornela Filipowicza. Pierwszy raz poetka, która nigdy jawnie nie odnosiła się w swojej poezji do ludzi z prywatnego otoczenia, niezmiernie rzadko do postaci kultury, pisarzy – zaczyna pisać serię niezwykłych i poruszających „trenów” – w tym tomie należą do nich „Pożegnanie widoku” i najbardziej chyba znany i najczęściej interpretowany wiersz tej autorki „Kot w pustym mieszkaniu”.
Wiersz „Niebo” otwierający tom jest sygnałem globalnej zmiany optyki w twórczości Wisławy Szymborskiej, który uwyraźni się w kolejnych książkach. Za rys wspólny dla tego i wszystkich późniejszych tomów można uznać zmniejszenie dawki ironii, ograniczenie zmysłu polemiki z wyobrażeniami naukowymi i potocznymi, a w zamian „niezależną rekonstrukcję środowiska, rozpoznanie prywatnego wnętrza – kosmicznego pokoju, wypełnionego samotnością” (Michałowski).
Tom ten cechuje się odmienną od poprzednich organizacją stylistyczną tekstów – charakteryzuje go wysoka kondensacja treści i konkretyzacja określonego typu podmiotu, „dykcja jest powściągliwa aż do granic, stonowana i wyważona i w pewnym sensie – jak na tę autorkę – odpoetyzowana”. Autorka nie kryje już swojego „ja” za kurtyną liryki roli i maski, sama coraz częściej występuje w roli podmiotu lirycznego, lecz nadal we właściwym dla niej ascetycznym duchu „bezpośredniości i subiektywizacji wyznania towarzyszy pełna obiektywizacja tekstu i całkowita dyskrecja wobec czytelnika” (Drzewucki).
„Koniec i początek” kończy sześć utworów, z których każdy jest próbą znalezienia całościowej optyki patrzenia na świat i fenomen życia. Autorka poddaje swoim studiom różnego rodzaju doktryny i teorie, którymi kultura ludzka próbowała ująć gnębiące ją dylematy: podział ludzkiej jaźni na ciało i duszę, zagadkę losu czy ideę reinkarnacji. W aluzyjnej konstrukcji tworzy własną wersję XIX-wiecznego przełomu, który metafizyczną wizję świata zastąpił teorią naukową. Poetka, umieszczając koło siebie „Laboratorium” i „Komedyjki”, pokazuje ich niewystarczalność wynikającą z aktualnego momentu kultury, wariantywność. Wreszcie ucieka się do skali mikro, poprzez poczucie niemożliwości opisania jednej sekundy trwania świata, aż po swoisty dziękczynny hymn sceptycyzmu, który wszelką niemożność ujęcia i opisu uważa za największe dobrodziejstwo, jakie nas spotkało.
Eschatologiczny wydźwięk tytułu „niweczą” studia nad naturą jawy, odhiperbolizowanie metafory tytułowej poprzez przypisanie jej do koła życia, które pesymistycznie zaczyna się katastrofą, warunkującą nowe początki. Jego formuła zostaje osłabiona, a nawet zlikwidowana inną – księgi otwartej zawsze w połowie jakiejś historii.
Świat to specyficznie pojęte metafizyczne złomowisko pełne niepasujących do siebie, wysłużonych przedmiotów, istnień, schematów – które nicują się w stronę anihilacji niebytu – jak w znanym incipicie „Nicość przenicowała się…” z „Wszelkiego wypadku” (Balbus). Jeśli więc eschatologia, to okrojona, w zasadzie niemożliwa. Nie jest to bowiem autorka, która z lęku przed śmiercią uszczknęłaby coś z bastionu trudności i niewymowności zrozumienia mechaniki świata, dając się umieścić w jakimś systemie myślenia o śmierci. Do końca zakorzeniona jest w racjonalności – „dzięki temu spokój jej peryfraz nie likwiduje grozy, sceptycyzm nie szkodzi empatii i współczuciu” (Śliwiński).
„CHWILA”. Charakterystyczna dykcja poetycka Wisławy Szymborskiej ugruntowana dodatkowo przez liczne wybory jej poezji, oscylujące wokół tej samej grupy tekstów (promujących jej aforystyczno-konceptualną linię pisania) oraz jednolitość dyskursu krytycznego i naukowego, który intensywnie rozwinął się po roku 1996, sprawiły, że w świadomości czytelników twórczość ta istnieje w postaci zbioru „najważniejszych” utworów, nie zaś jako ciąg następujących po sobie tomów poetyckich. Sprawia to wrażenie, że mamy do czynienia z twórczością jednolitą, w związku z czym, odbiór późnych tomów poetki uwarunkowany jest dwoma skrajnymi postawami: oczekiwaniem na Szymborską, którą znamy i oskarżanie jej o nudę, z powodu bycia w swej twórczości stale taką, jaką znamy.
„Chwila” to pierwszy ponoblowski tom tej autorki, co skrzętnie odnotowują wszystkie jego recenzje, narzucając wysokie względem niego oczekiwania. Pisząc o książce, Julia Hartwig podkreśla: „Powraca w nim dawna Szymborska, czujna, wrażliwa, precyzyjna, wnikliwa, nie schlebiająca sobie ani światu. Wciąż ta sama, co witamy z ulgą, bo taką właśnie ją znamy i takiej chcemy”.
Głosy młodej krytyki znacznie odbiegały od tego stanowiska, czego odzwierciedleniem jest tytuł recenzji Aliny Świeściak: „Banalnie jak u Szymborskiej”. Wyważeniem tych dwóch stanowisk byłby głos Piotra Śliwińskiego, który w stałości poetyckich chwytów, form i tematów Szymborskiej widzi metodę twórczą: „(…) najnowsza książka poetki wyraźnie odwraca proporcje rzeczy niezwykłych, zaskakujących wrażliwość i gust czytelnika, oraz zwykłych właśnie, będących efektem powtórzenia ulubionych przez autorkę lirycznych strategii”.
Jest to tom z pewnością kontynuujący linie rozmyślań, które ujawniły się w „Końcu i początku”; zarazem rozwijają się w nim nietypowe dla tej twórczyni utwory epifanijne, a przynajmniej takie, które próbują epifanię dotyczącą doznawania świata opisać (tytułowy utwór „Chwila”).
Rys wewnętrznego wyciszenia, który wyłania się z tych prób iluminacji, idzie w parze z „rysem pastoralnym” (A. Wiatr) – świat jak zawsze pełen jest zamkniętych przed nami „innobytów”, tym razem jednak poetka, zamiast próbować przekraczać ich granice, stara się nakreślić obraz wprawdzie zrezygnowanej, ale jednak harmonii.
Inną nietypową dominantą tematyczną jest uczynienie siebie bohaterką wierszy, ujawnienie lirycznego „ja” w utworach wspomnieniowych, które rozważają wariantywność własnego istnienia lub nieistnienia, czy bezpośrednio poświęcone pamięci, jej mechanizmom, treściom stale ulegającym przeobrażeniom: fantasmagorycznym i wręcz przeciwnie, zagnieżdżonym w sumieniu, niedającym zobaczyć się w jakimś usprawiedliwiającym świetle. Co ciekawe – godząc się w jakimś sensie z nieprzeniknionym „zmysłem udziału” w strukturze świata – poetka daje wyraz swoim poruszeniom dotyczącym aktualnego życia społeczno-politycznego, czego dowodem są zamieszczone w tomie wiersze ocierające się o język reportażu. „Jacyś ludzie” są doskonałym rewersem jego poetyki, zaś „Fotografia z 11 września”, odnosząca się do prasowych fotografii ludzi skaczących z okien wysokich pięter budynków WTC w Nowym Jorku, na zawsze podzieliła czytelników Szymborskiej na entuzjastów i zażenowanych.
„DWUKROPEK” jest tomem, który chyba najtrudniej opisać za pomocą jakiejś poręcznej formuły. Pojawił się już trzy lata po „Chwili” – co stanowi najmniejszy odstęp czasowy w pisarstwie Szymborskiej. Jest tomem „gadatliwym”, wielosłownym, epickim, ogarniętym duchem opowieści. W sposób pozbawiony ironii próbuje uchwycić gęstwę życia, ale także bez ambicji kreowania epifanii – to bardziej „propedeutyka radzenia sobie z przygodnością i przeznaczeniem niż zapis samych zdziwień” (Stankowska).
Upodobanie do fabuły – zasady konstruującej większość wierszy tomu – wydaje się znamieniem dobrego nastroju, umiejętności (chwilowej) zignorowania dyktatu czasu, pozwolenia sobie, by napisać więcej niż mniej. Jednym z jego objawów jest zmiana natury konceptu, „uzwyklenie mechaniki wierszy fenomenologicznych” (Śliwiński) – przesunięcie ciężaru oddziaływania z natychmiastowości puenty na narracyjność. Nieoczywistym sednem tej fabularności jest wywoływanie refleksji mniej za sprawą ironii, bardziej zdarzenia, sceny, wątku, wycinka, który informuje nas o istnieniu niedomówionej całości; za każdym razem stając się składową podsumowania najważniejszej fabuły/historii – życia.
Szymborska wraca do bogactwa form gatunkowych: moralitet, wywiad, prognoza pogody, solilokwium, nawet, rzec można, ballada w formie monologu. Jest to poetyckie silva rerum na kształt „Pieska przydrożnego” Czesława Miłosza – przeplatające się z poetyckimi mgnieniami paraliżującej nieuchronności wątki, tematy, impresje, obrazy to sugestia nigdy niedokończonej formy i pracy, którą sugeruje genialna metafora wiersza jako dwukropka. Trudno wymyślić bardziej oksymoroniczny i entuzjastyczny sposób zamknięcia własnej egzystencji i twórczości: poezja i śmierć jako dwie otwarte na wszystko tajemnice.
„TUTAJ”, tom z 2009 roku, jawnie odczuwany przez poetkę jako ostatni z jednej strony został doceniony nominacją do nagrody Nike, z drugiej stał się podstawą do licznych rozważań (w formie pomówień o nudę, jak i żarliwej obrony) na temat nieoryginalności Wisławy Szymborskiej. Lekcja Starych Mistrzów pokazuje jednak, że rozstrzyganie o oryginalności tego typu dzieła nie jest lekturą funkcjonalną. Trzeba postrzegać je w szerszym planie egzystencji i intencji autora.
Szymborska, która w ostatnich tomach pokazała tyle odcieni swojego pisarstwa, ten tom konstruowała z intencją, że być może będzie to ostatnia jej książka. Dlatego niezmienność to konsekwencja, którą należy rozumieć jako rękojmię ważności tematów. Moc i pojemność tytułu całej książki podkreślał Marian Stala, odnosząc się do Miłoszowego „To”, zauważając, jak niepozorne słowa podparte siłą wierszy nabierają znaczenia dzięki niedopowiedzeniu i otwarciu na interpretację. Opisując dla siebie i dla nas może po raz ostatni swoje „tutaj”, Szymborska rzeczywiście kataloguje, „«zamyka figury» swojego pisarstwa: praktyki natury, sen, spotkanie z samą sobą, refleksja nad pospolitością zła, spojrzenie na coś oczywistego z niecodziennej perspektywy czy współistnienie z nienazwaną starością” (Szczęsna, Bikont). Tym razem czynnikiem przenikającym większość dzieł jest ich konwersatoryjność (Ziontek), wciąganie do rozmowy czytelnika, samej siebie, tudzież bycie wciągniętą do rozmowy przez coś (pamięć, nienapisany wiersz) lub kogoś.
W ostatnich wierszach pojawia się też kilka bardzo nietypowych elementów. Przede wszystkim jawnie, pierwszy i jedyny raz bez zawoalowania, mówi nam o swoim zaniepokojeniu w związku z upływem czasu, podporządkowując mu pisanie: „Czas nagli. Piszę.” („Mikrokosmos”). Żegna się z Kornelem Filipowiczem, kreśląc jego bardzo nietypowy portret – nietypowy, bo nie należy do konwencji wyznań miłosnych świadectwo zapominania ukochanego, zacierania jego obrazu w pamięci. Wreszcie niemal na sam koniec umieszcza tryptyk swoich prywatnych zachwyceń i uwielbień: Juliusza Słowackiego, Elli Fitzgerald i Johannesa Vermeera.
Swoiste panoptikum mikroskali zwycięża nad płynną substancją przemijania, przerysowana przaśność klusek ze skwarkami nad wielkim terminem „metafizyka”. Tom ten jest nie tylko antologią chwytów Szymborskiej, ale katalogiem tematów i chwytów Starych Mistrzów, do którego dodać można pisanie przeciw nicości i walkę z własnym żywiołem poetyckim, celowe wstrzymywanie wewnętrznego źródła poezji (tak charakterystyczne dla Miłosza i Różewicza). To pokazuje jak spójna może być – mimo głębokich różnic – twórczość Starych Mistrzów, którzy stali się pełnoprawnymi twórcami artystycznej sceny literackiej po roku 1989 i jest dowodem na uniwersalność doświadczenia starości i śmierci.
„WYSTARCZY” – ostatni tom poetycki Szymborskiej, najbardziej szczątkowy i wskazywany przez krytykę jako fundamentalny w sensie domknięcia jej twórczości. Jest on przedsięwzięciem nie tylko poetyckim, ale także wydawniczo-edytorskim. Na jego trzon główny składa się 13 wierszy przygotowanych do druku jeszcze za życia poetki, jednak w książce ułożonych w kolejności chronologicznej ich przekazywania. Nie organizuje go zatem wyższy zamysł autorski. Na drugą część książki składają się faksymile rękopisów Szymborskiej. W części trzeciej wydawca i redaktor tomu, zarazem poeta Ryszard Krynicki wybiera z archiwum poetki niektóre z niedokończonych wierszy, opatruje komentarzem, niekiedy nawet sugeruje możliwe warianty ich zakończenia. W ten sposób tom, który mógłby być postrzegany jako definitywne zamknięcie, został otwarty, doskonale buduje świadomość czytelnika wedle prawideł, do których przyzwyczaiła nas Szymborska – że wszystko jest szkicem, wariantem, jedną ze swoich możliwości – nie tylko tekst, ale także autor.
Sam proces powstawania tego tomu i jego wydania można uznać za część świadomie budowanej formy poetyckiej. Rozdźwięk między dotychczasowymi praktykami wydawniczymi poetki – opierającymi się na nieśpiesznym perfekcjonizmie – a przepisywaniem wierszy w stanie dużej niemocy fizycznej jest znaczący. Wiedza, że tom ten nabrał kształtu dzięki redaktorom, staje się zapisem determinacji, by wiersze te wydać i to właśnie w takiej formie, jaka przysługuje „ostatniości” skontrolowanej na poziomie pojedynczego wiersza. Już nieskładającej się w całość poprzez wewnętrzne powiązania, ale zewnętrzne determinanty, jak gust i wyczucie redaktorów (podobnie nie mamy kontroli nad pośmiertnymi obrządkami dotyczącymi naszego ciała).
Jest to ostatni akt poetycki Szymborskiej mówiący o definitywnej naturze końca – urywa nas w pół słowa, miesza sensy, można tylko odparować jej zamiary żartobliwym i zmęczonym, zawsze ironicznym „wystarczy”.
Naturalne jest, że traktuje się ten tom w kategoriach podsumowań, jednak zwraca uwagę, jak wiele pojawia się hiperbol służących jego opisaniu: zwieńczenie twórczości, podsumowanie, gest obrachunku, manifest, hymn, dytyramb, apologia, hołd dla ludzkiej pojedynczości (Łuszczykiewicz). Nie przeszkadza to jednak dostrzegać w nim właściwości skrajnie różnych: „ostatni tomik Szymborskiej, okaleczony odejściem, najszczuplejszy, ważny, bo –paradoksalnie – otwierający perspektywę na całość jej poetyckiego dzieła, nie jest tomem stanu wyjątkowego. Nie zagęszcza tematyki eschatologicznej, nie ulega panice, nie korzysta z taryfy ulgowej, nie wyłamuje się z rytmu i kanonu” (Wiatr).
Cechą wyróżniającą tę poetkę spośród grona Starych Mistrzów jest jej niepodważalna konsekwencja. Autorka zamieszcza tu swego rodzaju ars moriendi („Są tacy, którzy…”), czyni kolejne podejście do studium ludzkiej duszy, ponownie zagłębia się w przestrzeni snu, jak i paraboliczności najmniejszych szczegółów zaobserwowanego świata – w swoim ironiczno-czułym stylu. Daleko jej do autoelegijnej poetyki Miłosza i autoironicznych rozliczeń Różewicza. Pojawia się jednak charakterystyczny i obecny u obu już wymienionych poetów wątek świadomego rezygnowania z poezji, sugestia egzystowania wierszy niezapisanych, zapomnianych, którym pozwoliło się świadomie oddalić („Do własnego wiersza”). Wizja zasugerowanych celowych poetyckich luk pozwoliła Indze Iwasiuk zakreślić jeszcze jedno pole czytania tego tomu – obok apologetycznego i normalizującego – uznała książkę za głos zamierający.
DEBIUT POŚMIERTNY
„Właściwy debiut Szymborskiej” to już nieomal zwrot frazeologiczny w języku krytyków i badaczy poetki. Jest on miernikiem tego, jak długo próbowano poradzić sobie z okolicznościami jej debiutu i uwikłaniami twórczości w doktrynę literatury socrealistycznej.
Za właściwy debiut Szymborskiej uważa się tom „Wołanie do Yeti” (1957). Powody braku zainteresowania „niewłaściwym” debiutem są jasne: kiedy Szymborska zaczęła być zauważana jako poetka w latach 60., jej „nowa” dykcja była już mocno ugruntowana, zaś pierwsze tomy napisane były w poetyce mocno niepopularnej, brakowało dystansu czasowego, który dopiero mógł w niej dostrzec ogniwo historycznoliterackie. Już w 1968 roku Artur Sandauer zauważył ich związek z późniejszą twórczością Wisławy Szymborskiej: „(…) poetka dziedziczy po tamtym właśnie okresie owo wyczucie historii. Każdy szczegół umie oglądać z wielkiej perspektywy dziejowej – jako fragment rozwoju ludzkości. Zmysł historyczny, który służył jej dawniej do pisania wierszy okolicznościowych, przenosi obecnie na wielkie zagadnienie ewolucji naszego gatunku” („Pogodzona z historią”).
Jednak dopiero po śmierci poetki, w pierwszej dekadzie XXI wieku, powoli zaczęto przywracać tomom „Dlatego żyjemy” i „Pytaniom zadawanym sobie” miejsce w twórczości poetki.
Faktem jest, że Wisława Szymborska publikowała po wojnie i wiadomo, że przygotowywała debiut książkowy. Jednak gwałtowana zmiana realiów pisarskich, uczynienie doktryny socrealnej w 1949 jedyną słuszną drogą artystyczną oraz głęboka wiara poetki w marksistowski model utopii społecznej sprawiły, że publikacja tomu stała się niemożliwa, a może i niepożądana przez samą autorkę (która zawsze odznaczała się wysokim samokrytycyzmem i odpowiedzialnością pisarską). Do znamiennych należy epizod z 1948 roku, kiedy Szymborska na łamach „Życia Literackiego” opublikowała wiersz „Niedziela w szkole”, który został poddany publicznej krytyce w liście nadesłanym przez nauczyciela i jego uczniów, w którym uznają ów utwór za niepożyteczny i pretensjonalny. Publikacja listu wywołała głośną dyskusję literacką na temat zrozumiałości i języka poezji, sama poetka na długi czas przestała pisać.
Po śmierci pisarki w jej archiwum odnaleziono maszynopis zawierający wszystkie juwenilia poetki – wyszukane i przepisane z czasopism powojennych i przekazane autorce w roku 1970 przez byłego męża Wisławy Szymborskiej – Adama Włodka, z którym przyjaźniła się do końca życia. Tom zawiera 39 utworów, które wykazują wiele związków z twórczością powojennego pokolenia poetów, portretują Szymborską w tej trudnej chwili szukania nowej formuły „poezji po Oświęcimiu”. Utwory te zostały wydane pośmiertnie w tomie „Czarna piosenka” i opatrzone przedmową Joanny Szczęsnej, jednej z biografek poetki. Nie ulega wątpliwości, że w ten sposób staliśmy się świadkami trzeciego już debiutu Szymborskiej.
WISŁAWA SZYMBORSKA – POETKA, KOBIETA, FEMINISTKA
Twórczość Wisławy Szymborskiej jak żadna inna prowokuje do rozmyślań nad poezją w ujęciu feministycznym. Jej pozycja celebrytki w świecie zmaskulinizowanej poezji (szczególnie jeśli mówimy o latach 90.) sprawiła, że chciał lub musiał pisać o niej każdy. To pokazało cały wachlarz ujęć próbujących jakoś temat poetki-kobiety i kobiecości jej poezji ująć lub omówić. Głównie dlatego, że zdecydowanie odbiega od stereotypu tego, co w literaturze uważa się za kobiece, a więc silnego skupienia na emocjach, subiektywnej, empatycznej wizji świata czy na oscylowaniu wokół tematów związanych z cielesnością, macierzyństwem i przede wszystkim miłością (bardziej niż erotyką).
Ta fuzja kobiety piszącej poezję należącą do filozoficzno-refleksyjnego nurtu sztuki, przypisywanego do męskich środków wyrazu, także postrzegana jest w świetle stereotypu badawczo-recepcyjnego i jako nietypowa rodzi dwa rodzaje reakcji. Z jednej strony, niejako w dowód uznania wysokiego poziomu tej poezji, kwestię jej kobiecości całkowicie się ignoruje, by podkreślić uniwersalność jej doświadczeń; z drugiej – jeśli kwestie te są poruszane – podkreśla się ich marginalność dla samej autorki, a wszelkie jej przejawy interpretuje wedle patriarchalnego kodu narzucanego przez kulturę, także z powodów jego roszczeń do uniwersalności.
W laudacji wygłoszonej z okazji przyznania Szymborskiej doktora honoris causa Michał Głowiński mówił: „Wisława Szymborska jest wielkim poetą. (…) Muszę się wytłumaczyć, dlaczego mówię: wielki poeta, nie zaś – wielka poetka. Nie z męskiego szowinizmu czy dążenia do maskulinizacji pierwszej damy literatury polskiej. Czynię to z konieczności, gdyż język tak jest skonstruowany, że formom męskim przyznał przywilej ogólności.”. Wielki poeta, pierwsza dama poezji polskiej, „archaiczna ciotka salonowa” (Czyżak), już sam ten zbiór „imion” uzmysławia, że bycie kobietą-poetką to temat ważny i problematyczny zarazem dla wielu badaczy i czytelników tej twórczości.
Oryginalny pod tym względem jest głos Miłosza z początku lat 90.: „(…) w ciągu mojego życia byłem świadkiem rozszerzania zakresu tematów myślowych dyskursu w poezji. W tym znaczną rolę odegrała twórczość poetek: takich jak Szymborska czy Świrszczyńska. Tak że nie potwierdza się to, co chcieli uprawiać niektórzy «męscy» krytycy: zamykać poezję kobiet w obrębie przeżyć właściwych tylko kobietom. Okazało się, że jeżeli badamy ruch poezji w kierunku tematyki filozoficznej, to poetki polskie odegrały tutaj dużą rolę”. Zaraz jednak umieszcza siebie w roli męskiego krytyka: „W jakimś stopniu Szymborska jest poetką kobiecego odczuwania. W znacznie mniejszym stopniu niż na przykład Świrszczyńska, ale oczywiście istnieje pewna ilość wierszy Szymborskiej, które odwołują się do doświadczeń miłosnych kobiety, jednakże w sposób bardzo umiarkowany. Powiedziałbym, że jest ona po drugiej stronie bariery, która odgradzała kiedyś tak zwaną poezję kobiecą od męskiej”. Nie tylko więc zawęża pole kobiecego odczuwania do poezji miłosnej, ale także nie jest skłonny przypisywać temu odczuwaniu nadrzędnej roli organizującej świat Szymborskiej.
Wisława Szymborska ma w swoim dorobku nie tak małą jak się powszechnie uważa liczbę wierszy, w których uruchamia podmiot kobiecy. Charakteryzuje go zwykle krytyczne nastawienie do rzeczywistości, trzeźwość i oryginalność osądu, zwłaszcza w relacjach damsko-męskich. Nieczęste, ale systematyczne pojawianie się tego typu utworów każe zaliczyć je ważnego i stale poddawane obserwacji elementu uniwersum Szymborskiej-kobiety-poetki.
Pierwiastek świadomości kobiecości, bycia kobietą i zawierania tego doświadczenia w poezji, zarówno na przekór bycia definiowaną przez dyskurs patriarchalny, ale także wykraczając poza niego, skupiając się na istocie kobiecości od niego niezależnym zauważa Grażyna Borkowska: „Poetycka propozycja Szymborskiej jest zdumiewająca. Stanowi konsekwentną krytykę myślenia uniwersalistycznego, abstrakcyjnego, narzuconego przez porządek restryktywny, «patriarchalny». W tym sensie jest bliska praktykom dekonstrukcyjnym i – feminizmowi. Żadna jednak formuła – ani dekonstrukcyjna ani feministyczna – nie wyczerpuje jej bogactwa”. Wydaje się, że rękojmią do prześledzenia twórczości Szymborskiej z pozycji feministycznych jest właśnie dystans badaczek tego nurtu kultury. Głos Borkowskiej nie należy do odosobnionych. Także Inga Iwasiów, w tekście poświęconym tomowi „Wystarczy”, odżegnuje się od tej perspektywy na rzecz lektury osobistej, choć podkreśla, że kontekst późnej kobiecej twórczości byłby tu bardzo zasadny.
Ciekawe jednak jest to, że uwolnienie podmiotu kobiecego, choć miałoby wszelkie prawo na pełniejszą realizację w tomach późnych, pisanych na przełomie wieków, kiedy dyskurs feministyczny na gruncie polskim zaczął odzyskiwać pole walki – w poezji najpóźniejszej zostaje wyciszone; albo właśnie trudne do zauważenia (czy też zweryfikowania ze względu na umiejętność Szymborskiej przekraczania barier i szyfrowania znaczeń).
Solidaryzująca się z kobietami, a zarazem odbiegająca od siebie (nie tylko, ale także jako kobiety) być może zawarła w swej twórczości na razie trudny do opisania niezwyczajny portret kobiecy, niezależny, o jakościach przesądzanych innymi czynnikami niż płciowość definiowana językiem przeciwieństw. Jest to jeden z wielu aspektów i tematów, w ramach których Wisława Szymborska jeszcze nas zaskoczy; wiele z nich dopiero czeka na ujawnienie.
Anna Pytlewska
Wisława Szymborska czyta wiersz Miłość szczęśliwa:
Film Chwilami życie bywa znośne:
Program POLIMATY:
WYBRANA BIBLIOGRAFIA (1996–2016):
- Małgorzata Antoszewska-Tuora, „Niektórzy lubią Szymborską. Mały przewodnik po twórczości”, Warszawa 1996;
- „Szymborska: szkice”, red. E. Balcerzan, Warszawa 1996;
- Małgorzata Baranowska, „«Tak lekko było nic o tym nie wiedzieć». Szymborska i świat”, Wrocław 1996;
- Anna Legeżyńska, „Wisława Szymborska”, 1996;
- „O wierszach Wisławy Szymborskiej. Szkice i interpretacje”, red. J. Brzozowski, 1996;
- „Radość czytania Szymborskiej”, opr. S. Balbus, D. Wojda, Kraków 1996 (tu m.in.: J. Kwiatkowski, „Wisława Szymborska”; A. Sandauer, „Pogodzona z historią”, G. Borkowska, „Szymborska eks-centryczna”);
- Aneta Wiatr, „Syzyf poezji w piekle współczesności. Rzecz o Wisławie Szymborskiej”, 1996;
- Dorota Wojda, „Milczenie słowa. O poezji Wisławy Szymborskiej”, Kraków 1996;
- Bogdan Zeler, „O poezji Wisławy Szymborskiej”, Katowice 1996;
- Leszek Żuliński, „Lekcje z Szymborską”, Bochnia 1996;
- Anna Węgrzyniakowa, „Nie ma rozpusty większej niż myślenie. O poezji Wisławy Szymborskiej”, Katowice 1996;
- Marta Fox, „Zdarzyć się mogło, zdarzyć się musiało. Z Wisławą Szymborską spotkanie w wierszu”, Katowice 1997;
- „Obmyślam świat, czyli o poezji Wisławy Szymborskiej”, red. S. Żak, Kielce 1998;
- Anna Bikont, Joanna Szczęsna, „Wisławy Szymborskiej pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny”, Warszawa 2003;
- Kazimierz Świegocki, „Debiut Wisławy Szymborskiej w kontekście ideologicznym epoki”, Mława 2003;
- Eryk Ostrowski, „Szymborska. «Odyseja kosmiczna»”, Kraków 2006;
- Piotr Śliwiński, „Znaki Szczególne (Wisława Szymborska)”, [w:] „Świat na brudno”, Warszawa 2007;
- Teresa Skubalanka, „Herbert, Szymborska, Różewicz. Studia stylistyczne”, Lublin 2008;
- Anna Zarzycka, „Rewolucja Szymborskiej 1945–1957.O wczesnej twórczości poetki na tle epoki”, Poznań 2010;
- Agata Brajerska-Mazur, „Filutka z filigranu paraduje w cudzym losie. Wisława Szymborska w anglojęzycznym przekładzie Stanisława Barańczaka i Clare Cavanagh”, Lublin 2012;
- Piotr Śliwiński, „Poetka nasza i nie nasza, podobna, inna”, [w:] „Horror poeticus”, Wrocław 2012;
- Irena Szczepankowska, „Człowiek, język, wizja świata w poezji Wisławy Szymborskiej”, „Studia semantyczne”, Białystok 2013;
- Monika Żmudzka-Brodnicka, „Wisława Szymborska i niewyrażalne”, Gdańsk 2014;
- „Niepojęty przypadek”, red. J. Grądziel-Wójcik, K. Skibski, Lublin 2015;
- Tadeusz Nyczek, „Jarmark cudów. 30 × Szymborska”, Warszawa 2015 (ostateczna, zamknięta i poszerzona wersja książek „22 × Szymborska”, 1997 i „Tyle na raz świata. 27 × Szymborska”, Kraków 2005);
- Michał Rusinek, „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”, Kraków 2016.
WYBRANE RECENZJE TOMÓW (1993–2012):
- Jan Sohoń, „Zachwyt i rozpacz”, „Nowe Książki” 1993, nr 8;
- Piotr Michałowski, „Nie zwrócony depozyt”, „Nowe Książki” 1993, nr 8;
- Janusz Drzewucki, „Gdzieś obok, poza wszystkim”, „Teksty Drugie” 1993, nr 12;
- Anna Nasiłowska, [rec. „Koniec i początek”], „Res Publica Nova” 1993, nr 7/8;
- Krzysztof Koehler, [rec. „Koniec i początek”], „Dekada Literacka” 1993, nr 14;
- Stanisław Balbus, „Wisława Szymborska, czyli Pytanie w Odpowiedzi na Pytanie”, „Dekada Literacka”, 1994, nr 1;
- Piotr Śliwiński, „Po”, „Res Publica Nowa” 2002, nr 11;
- Aneta Wiatr, „Pastoralna Szymborska”, „Twórczość” 2002, nr 11/12;
- Alina Świeściak, „Banalnie jak u Szymborskiej”, „Opcje” 2002, nr 4/5;
- Julia Hartwig, „Sześć stron świata”, „Gazeta Wyborcza” 2002, nr 200;
- Agata Stankowska, „«Byle nie przeoczyć»”, „Res Publica Nowa” 2006, nr 2;
- Piotr Śliwiński, „Czekanie, namysły”, „Nowe Książki” 2006, nr 3;
- Marian Stala, „Piosenka o końcu świata”, „Tygodnik Powszechny” 2009, nr 5;
- Piotr Sobolczyk, „Ella elle l’a”, „Pogranicza” 2009, nr 2;
- Artur (?) Ziontek, „Metafizyczne znużenia”, „Ogród” 2010, nr 1/2;
- Piotr Łuszczykiewicz, „Nigdy dość”, „Nowe Książki” 2012, nr 7;
- Inga Iwasiów, „Drapanie mapy”, „Nowa Dekada Krakowska” 2012, nr 1/2;
- Aneta Wiatr, „Ręcznie i maszynowo”, „Twórczość” 2012, nr 8.