ANNA KAŁUŻA, GRZEGORZ JANKOWICZ
Życie, rzeczywistość i poezja są ze sobą ściśle połączone. To tylko my – idąc za głosem przyzwyczajeń – nie potrafimy dostrzec tego związku.
Wyobraźmy sobie następującą sytuację: czekamy w kolejce do dentysty, a na stoliku – zamiast kolorowych pism, poradników i magazynów – poetyckie książki, art-booki, albumy. Bierzemy do ręki tom, czytamy parę kawałków, oglądamy. Albo tak: od kilku miesięcy męczymy się z rozwiązaniem pewnego problemu. Rzecz dotyczy naszych obowiązków zawodowych. Przychodzimy do pracy i – szukając inspiracji – sięgamy po nowości wydawnicze, wśród których znajdują się ostatnio wydane książki poetyckie. Czy takiego świata byśmy chcieli? Nawet ci z nas, którzy lubią poezję i którzy regularnie ją czytają, czuliby się w nim dziwnie. Z wielu powodów. Zapewne mielibyśmy poczucie, że coś nam się tutaj narzuca, do czegoś jesteśmy przymuszani, że ktoś próbuje ograniczyć naszą swobodę wyboru. Ciekawe, że na wspomniane gazety, poradniki i magazyny nie reagujemy w taki sposób...
Życie i poezja
Być może niechęć do nadmiernej obecności poezji w przestrzeni publicznej ma swoje źródło we wciąż utrzymującym się w nas przekonaniu, że przynależy ona do innego świata, że nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, w której żyjemy i którą znamy. Rzeczywistością, która bywa, owszem, źródłem frustracji, ale zarazem jest jedyną areną naszych realnych działań: sporów, ambitnych przedsięwzięć, miłosnych uniesień, dramatów, drobnych przyjemności. Życie to jedno, poezja to drugie. Życie to praca, pragmatyzm, wysiłek; poezja zaś – to fanaberie wyobraźni, zmyślenie. Myślimy o poezji, że jest „zamiast” życia codziennego, że jest alternatywą dla zwykłego doświadczenia.
Dziś jednak rola poezji i jej miejsce są zupełnie inne – odbiegają od naszych standardowych wyobrażeń. Życie, rzeczywistość i poezja są ze sobą ściśle połączone. To my – idąc za głosem przyzwyczajeń – nie dostrzegamy tego związku.
Problem polega także na tym, że poezja zjawia się na publicznej scenie zazwyczaj w stereotypowych ujęciach. Zakładamy, że twórczość poetycka jest ważna, należy ją darzyć stosowną czcią: wiadomo, wielcy poeci przeszłości są częścią naszego kulturowego dziedzictwa. Nie potrafimy jednak znaleźć żadnego usprawiedliwienia dla dalszego rozwoju poezji.
Do czego może się ona przydać w świecie takim jak nasz? Wyborów z jej pomocą nie wygramy. Czy okiełznamy społeczne i polityczne namiętności przy użyciu wiersza? Wolne żarty. Niektórzy obwieszczają, że czytelnicy ignorują poezję, ponieważ poeci zerwali odwieczny pakt o wzajemnej zrozumiałości. Wiersze współczesnych twórców są niezrozumiałe – mówią jedni – a powinny być proste i dosadne, komunikatywne jak pogodynka. Niezrozumiałość to zasadnicza cecha poezji – odpowiadają im zwolennicy ambitniejszych wyzwań artystycznych – nie należy więc oczekiwać od wiersza uproszczeń i ułatwień. Jeszcze inni sugerują, że poezja utraciła dawne znaczenie, bo dziś nie ma już wielkich poetów. Byli z nami jeszcze chwilę temu: Miłosz, Różewicz, Herbert, Szymborska. Gdzie ich następcy? Na scenie poetyckiej rzekomo panuje pustka, powstają efemeryczne publikacje, niszowe projekty, niepoważne i nietrwałe. Zajmijmy się lepiej dziedzictwem. Zabezpieczmy je dla przyszłych pokoleń. Stanowiska te są doskonale znane. Powracają do nas ciągle w lekko tylko zmienionej postaci. Spory te nie mają jednak z poezją jako praktyką pisarską już nic wspólnego. Ich funkcja – o czym doskonale wiedzą uczestnicy dyskusji – polega na wyszarpywaniu dla siebie uprzywilejowanej pozycji w przestrzeni publicznej. Mówiąc inaczej: spory o zrozumiałość/niezrozumiałość poezji dotyczą kwestii politycznych i ekonomicznych, gdyż chodzi w nich o ustanowienie instytucjonalnej przewagi jednych (np. zrozumiałych) nad drugimi (np. niezrozumiałymi).
Mnogość poezji
Czy czytelnicy ulegają tym staromodnym ujęciom? Wierzymy, że nie, że na swój sposób szukają dostępu do nowych projektów poetyckich. Z całą pewnością jednak ten uproszczony i nieaktualny obraz z łatwością wsiąka do mediów, które nieuchronnie go absolutyzują.
Wizja, zgodnie z którą poeta to albo niszowy eksperymentator, zajmujący się abstrakcyjną materią języka, albo moralista, rozwiązujący dla nas skomplikowane dylematy moralne i ukazujący nam metafizyczną pełnię, jest dziś całkowicie fałszywa. Piszący wiersze korzystają z najrozmaitszych inspiracji, ich narzędziami są nie tylko język czy idee. Obszar poetyckich poszukiwań jest niezmierzony. W zasadzie nie powinniśmy mówić o „poezji”, lecz o „poezjach”, o różnych wizjach, praktykach i grach artystycznych, które dotyczą każdej sfery naszego codziennego życia: polityki, egzystencji, technologii, religii, emocji, ekonomii, estetyki etc.
Jak więc wyglądają dzisiaj poezje?
Niektórzy współcześni poeci działają w przestrzeni miejskiej, zafascynowani miastem i jego mieszkańcami. Stają się przez to ciekawymi sojusznikami architektów, socjologów i antropologów. Takie wiersze piszą Krzysztof Siwczyk czy Grzegorz Wróblewski. Miejskimi kulturami zainteresowany jest także Kamil Brewiński. O miejskości ciekawie opowiada Klara Nowakowska. Inni autorzy rzucają wyzwanie narzędziom politycznej i ekonomicznej komunikacji. Dotyczy to m.in. Szczepana Kopyta, Konrada Góry, Kiry Pietrek, a i najmłodszego wśród nich Rafała Różewicza. Teksty tych autorów demaskują mechanizmy, którym na co dzień, działając szybko i intensywnie, ulegamy. Jeszcze inni zajmują się relacjami między człowiekiem a środowiskiem naturalnym. Tacy autorzy, jak Julia Fiedorczuk, Barbara Klicka, Adam Pluszka i Ilona Witkowska, szukają nowych odpowiedzi na pytanie o nasze miejsce w świecie pomiędzy innymi gatunkami zwierząt i roślin. Są też poetki i poeci współpracujący z bioetykami, eksperymentujący z ożywioną i nieożywioną materią. Skoro technologia otwiera przed nami takie możliwości, dlaczego sztuka – w tym przypadku wiersz – miałaby je ignorować?
To nie koniec. Darek Foks, Adam Kaczanowski, Piotr Yanicky – pokazują, w jaki sposób komizm i humor działają w naszym życiu. Poezje współtworzą także nasze wyobrażenia na temat seksualności, macierzyństwa i religii. Na chybił trafił wybieramy tu wiersze Justyny Bargielskiej, Joanny Mueller lub Marty Podgórnik. Z kolei tacy poeci jak Kacper Bartczak, Tadeusz Pióro, Marcin Sendecki, Adam Zdrodowski czy Andrzej Sosnowski wybudzają nas z estetycznej drzemki, która sprawia, że – znieczuleni ładnymi, dizajnerskimi obiektami – ignorujemy mniej intensywne bodźce. A jest przecież również poezja cybernetyczna. Jej podstawę stanowi nie tylko specyficznie rozumiany język, ale także cyfrowy kod. Podobne eksperymenty znajdziemy u Romana Bromboszcza, Piotra Puldziana Płucienniczaka i Łukasza Podgórniego. Tę listę można by oczywiście kontynuować.
Aparat telefoniczny
Architektura, bioinżynieria, ekologia, religia, polityka, ekonomia, społeczeństwo – czy to nie tam toczy się życie? Czy nie tam właśnie ujmujemy to życie za pomocą pojęć, by stało się dla nas zrozumiałe, by okazało się istotnym doświadczeniem? Czy nie tam je przekształcamy, gdy okazuje się nie do wytrzymania?
I właśnie tam jest dziś poezja.
Czemu tego nie dostrzegamy? Albo – nawet jeśli widzimy te zjawiska – dlaczego tak intensywnie rozwijająca się poezja jest lekceważona? Odpowiedź jest prosta: bo wciąż zwracamy się ku przeszłości, jakby idealny wzór poezji znajdował się w wierszach Homera, Kochanowskiego, Mickiewicza, Miłosza lub Szymborskiej. Z przyzwyczajenia oczekujemy od wiersza pouczenia, moralnego nakazu, intelektualnego poruszenia i emocjonalnego pobudzenia.
W dzisiejszych wierszach jest także i to. Ale nie tylko to. Nowe poezje zawiązują inną relację z czytelnikiem: wywołują emocje, wyzwalają namiętności, stymulują intelektualnie. Czynią to po to, by wzbudzić w nas opór, by zachęcić nas do konfrontacji z tym, co spotykamy na swej drodze, śledząc medialne doniesienia, wchodząc w związki z instytucjami społecznymi, żyjąc w świecie podległym ekonomicznym i marketingowym regułom.
Wiersze czynią nas wolnymi, ale nie dlatego, że przenoszą nas do innego, idealnego świata, lecz dlatego, że świat ukazują nam inaczej. I podpowiadają, w jaki sposób w nim partycypować, jak go współtworzyć i zmienić. Wiersze nie muszą opisywać rzeczywistości, bo one są rzeczywistością. Nie muszą wzywać do działania, bo są działaniem. A zarazem – i to jest ich wartość niezbywalna – umożliwiają zmianę działania, zmianę rzeczywistości, dystans, ironię i gry językowe oraz społeczne.
W teledysku do piosenki „Everlong” postpunkowego zespołu Foo Fighters bohater rozpaczliwie próbuje skomunikować się ze swoją śpiącą partnerką. W jednej ze scen trafia do osobliwego pomieszczenia, które zajmuje gigantyczny aparat telefoniczny. Bohater – niczym Alicja w Króliczej Norze – wspina się po aparacie, a następnie usiłuje podnieść masywną słuchawkę. Ale ogromny telefon uniemożliwia jakąkolwiek formę komunikacji. Jest metaforą przeszkody, która blokuje inne narzędzia kontaktu.
Tak wygląda dziś u nas scena medialnych dyskusji o poezji: ogromny i przestarzały aparat telefoniczny, na który wspinają się twórcy i krytycy, ale nie po to, by się do kogoś dodzwonić, lecz wyłącznie po to, by sobie samym opowiedzieć o strachu przed zmianą.
[i] Prwdr. „Tygodnik Powszechny” 2015 nr 21. Dodatek: „Silesius 2015”.