Tym razem obędzie się bez ofiar
Będzie święto, nagłe i podniosłe, pełne
słońca i błyszczących butów. Tym razem
mikrofony nie zawiodą, chłopcy będą
radośnie pluć z balkonów i mięso, mięso
ruszy ulicą, zapalimy papierosy od podręcznych
zniczy. I tyle będzie słów, jasnych jak miedź, jak
drzwi kościoła. Będzie święto, będziemy jeść ciastka.
(1989)
Dni kultury karpackiej
Wiedziałem: chcesz jechać w poniedziałek,
pojedź kiedy indziej. Rodzaj tabu. Taka instytucja.
Mógłbym kiedy indziej, ale na Stadionie
stoję w poniedziałek. Same cuda: pan bez nogi
przy kiosku! Pani z parasolem! Druty
sterczą. I wtedy znienacka nadjeżdża autobus.
Wiadomo, jak ważny jest sprawny autobus.
Jeśli nie zawiedzie, przyjedziemy nocą, we wtorek,
ale trzymaj kciuki za silnik i te wszystkie druty.
Znamy się z Pekaesem, awarie to już instytucja.
W pociągu można chociaż rozprostować nogi.
Nie wiadomo, czy będzie postój w Garwolinie.
Nic z tego. Za to ponad kwadrans w Rykach.
Sąsiad wysiadł, pali, ogląda autobus.
Pani pije colę. To przygnębiające: nogi
do nieba, buzia dosyć szpetna. Wraca w środę,
a potem z wódką na przysięgę. Instytucja
państwa wpuści ją za druty.
Kierowca musi mieć nerwy jak druty.
Chwila nieuwagi i zamiast na dworcu w Lublinie
staniemy w kostnicy. Napiszą: co za instytucja
pozwala histerykowi prowadzić autobus?
Sprawa ucichnie nie wcześniej niż w czwartek.
W dzienniku zobaczysz moje martwe nogi.
Żyjemy. Pani siedzi korzystnie, pokazuje nogi.
Nie zasłaniaj, odsłoń! Nawet miejsca, gdzie druty
przecięły skórę. Sąsiad chce się umówić, w piątek
ma wypłatę. Mógłby z nią w Krasnymstawie
spędzić cały weekend. I natychmiast autobus
kibicuje młodym. To taka ciepła, swojska instytucja.
Już późno. Trochę szarpie, prawda? Każda instytucja
dławi się w końcu sobą i wyciąga nogi.
Nawet pamięć. Nie wierzysz? Po latach, kiedy autobus
zatańczy na szrocie, odkryję w głowie przepalone druty.
Na razie jesteśmy na dworcu w Zamościu.
Na razie, będę tu w przyszłą sobotę.
Jeżeli będę. Pusta instytucja wymiany adresów. W jakiś poniedziałek
rzucę tę kartkę pod nogi. Może w Tomaszowie.
Oparty o autobus, z mokrym papierosem, będę patrzył, jak wiatr ją ściska i niesie na druty.
Pewna ilość życia
Miasto wygląda jak stos suwenirów. Kupić tu
nieruchomość to wziąć życie za rogi. Wypleniliśmy
czeki, polecenie zapłaty święci wielkie dni.
Środki przekazu wizualizują wzrost.
Spojrzyj łaskawie, tak się racjonalnie
administruje procesem wydatków
publicznych oraz uruchamia lukratywne
zasoby krytyki społecznej.
X zwymiotował na panterkę.
Y zwymiotował na pantarkę.
Z zwymiotował na partnerkę.
Nakląć, nafukać, nałajać. Akumulując
i artykułując. Słysząc
głosy. Feel like having some wine?
[Co mi wolno]
Co im wolno wyczytać ze zmiętej serwetki
Powiedzą wywiadowcom bywałe gryzetki
Słońce wstaje z moczarów po bójce w kisielu
W zębach ma nieśmiertelnik po nieprzyjacielu
Zawlec trupa na pole za dnia niepodobna
Niech jej nocą egzekwie sprawi ćma nadobna
Znużonym konduktorom klechdę dopowiedzą
Ciche grusze co z rzadka przy nasypie siedzą
Piosenka
Dla Cezarego Bema
Z węglowej nocy jasny ból
Paznokciem kreśli znak w tumanie
Najniżej położonych chmur
Co się nie stało nie odstanie
Gryzący idzie z góry brzask
Dudniący idzie z dołu skrzek
Czego nie było nie powstanie
Piosenką nie wyprosisz łask
Patykiem nie zawrócisz rzek
Skoro nie przyszło nie zostanie
Za żebrem mostu dnie je cień
Wierszykiem nie zatrzymasz kół
Za żebrem mostu bury brzeg
Z węglowej nocy jasny ból
Wiersz
Wiersz jest poważny
Wiersz jest niepoważny
Wiersz jest wydajny
Wiersz nie jest wydajny
Wiersz prokrastynuje
Wiersz ewoluuje
Wiersz cieknie
Wiersz zamarza
Wiersz jest zrozumiały
Wiersz jest niezrozumiały
Wiersz chichocze
Wiersz ociera łzy
Wiersz jest surowy
Wiersz mięknie
Wiersz ceruje
Wiersz rwie
Wiersz upada
Wiersz chwyta się słów
Wiersz się leni
Wiersz idzie w zawody
Wiersz dźwięczy
Wiersz traci wzrok
Wiersz wzrasta
Wiersz karleje
Wiersz się godzi
Wiersz gardzi
Wiersz tonie
Wiersz liże muł
Wiersz zachodzi
Wiersz dnieje
Wiersz jest odpowiedni
Wiersz jest nieodpowiedni
Wiersz jest skromny
Wiersz zaciąga dług
Wiersz zasypia
Wiersz wieje
Wiesz jest chromy
Wiersz podźwiga się
Wiersz jest niemy
Wiersz podpowiada
Wiersz jest pierwszy
Wiersz nie jest ostatni
Wiersz jest ostatni
Wiersz zamyka drzwi
Wiersz rodzi
Wiersz abortuje
Wiersz agituje
Wiersz jest indyferentny
Wiersz głosuje
Wiersz bojkotuje
Wiersz przegrywa
Wiersz liczy hajs
Wiersz się liczy
Wiersz jest sam jak palec
Wiersz jest postny
Wiersz stoi nad grobem
Wiersz tyje
Wiersz zmartwychwstaje
Wiersz płonie
Wiersz dopala się
Wiersz jest przydatny
Wiersz jest nieprzydatny
Wiersz jest tyci
Wiersz jest huczny
Wiersz milczy
Wiersz pije za dwóch
Wiersz jest poważny
Wiersz jest niepoważny
Wiersz chwyta
Wiersz zachwyca się
Wiersz jest obietnicą
Wiersz jest sekutnicą
Wiersz obłazi
Wiersz obraża się
Wiersz notuje
Wiersz skreśla
Wiersz się ceni
Wiersz się sprzedaje
Wiersz się mierzy
Wiersz bierze miarę
Wiersz się maże
Wiersz wstaje z kolan
Wiersz jest lustrem
Wiersz jest węglem
Wiersz jest tani
Wiersz chce się drożyć
Wiersz jest zrozumiały
Wiersz jest niezrozumiały
Blat
Naraz pot Naraz
Z czoła na blat Pan z okienka
Sny tożsamościowe Zero siedem
Bez chleba i soku Bomba
Lodu Fantazje płacowe Zero point
Zero puent Tak jak się napisze Z gruzu
Gruz Z ust do ust Mąka
W uszach Żeby się nie słyszeć Żeby
Lepiej słyszeć
Z nagła stop Z nagła
Kontrakt na dreszcz Ślizg w pakiecie
Kry przedpowodziowe Transport utknie
Gdzieś w gardle bez ulgi Popchnij
Brykiet Alarmy ogniowe Przewóz zjaw
Przewóz mar Most się nie kołysze Stoi
Słup Gwóźdź ci w bark Mokry
Bandaż Żebyś miał wgląd w ciszę Żeby
rozpruć ciszę
Jeszcze haust Jeszcze
Zadra na skos Cień z parkietu
Wstał ognistogłowy Pora wypluć
Czop śliny i śluzu Poręcz
Świśnie niepomna namowy Gada tor
Huczy tor Smar jest pod nasypem Bokiem
Chwast Ił Strzęp Gnat Miękki
Barłóg sypie się wprost w ciszę Sypie
słowa w ciszę