Share on FacebookGoogle+Tweet about this on Twitter

Sendecki,Marcin

Tym razem obędzie się bez ofiar

 

Będzie święto, nagłe i podniosłe, pełne

słońca i błyszczących butów. Tym razem

mikrofony nie zawiodą, chłopcy będą

radośnie pluć z balkonów i mięso, mięso

ruszy ulicą, zapalimy papierosy od podręcznych

zniczy. I tyle będzie słów, jasnych jak miedź, jak

drzwi kościoła. Będzie święto, będziemy jeść ciastka.

 

(1989)

 

            Z tomu Z wysokości (1992)

 

Dni kultury karpackiej

 

Wiedziałem: chcesz jechać w poniedziałek,

pojedź kiedy indziej. Rodzaj tabu. Taka instytucja.

Mógłbym kiedy indziej, ale na Stadionie

stoję w poniedziałek. Same cuda: pan bez nogi

przy kiosku! Pani z parasolem! Druty

sterczą. I wtedy znienacka nadjeżdża autobus.

 

Wiadomo, jak ważny jest sprawny autobus.

Jeśli nie zawiedzie, przyjedziemy nocą, we wtorek,

ale trzymaj kciuki za silnik i te wszystkie druty.

Znamy się z Pekaesem, awarie to już instytucja.

W pociągu można chociaż rozprostować nogi.

Nie wiadomo, czy będzie postój w Garwolinie.

 

Nic z tego. Za to ponad kwadrans w Rykach.

Sąsiad wysiadł, pali, ogląda autobus.

Pani pije colę. To przygnębiające: nogi

do nieba, buzia dosyć szpetna. Wraca w środę,

a potem z wódką na przysięgę. Instytucja

państwa wpuści ją za druty.

 

Kierowca musi mieć nerwy jak druty.

Chwila nieuwagi i zamiast na dworcu w Lublinie

staniemy w kostnicy. Napiszą: co za instytucja

pozwala histerykowi prowadzić autobus?

Sprawa ucichnie nie wcześniej niż w czwartek.

W dzienniku zobaczysz moje martwe nogi.

 

Żyjemy. Pani siedzi korzystnie, pokazuje nogi.

Nie zasłaniaj, odsłoń! Nawet miejsca, gdzie druty

przecięły skórę. Sąsiad chce się umówić, w piątek

ma wypłatę. Mógłby z nią w Krasnymstawie

spędzić cały weekend. I natychmiast autobus

kibicuje młodym. To taka ciepła, swojska instytucja.

 

Już późno. Trochę szarpie, prawda? Każda instytucja

dławi się w końcu sobą i wyciąga nogi.

Nawet pamięć. Nie wierzysz? Po latach, kiedy autobus

zatańczy na szrocie, odkryję w głowie przepalone druty.

Na razie jesteśmy na dworcu w Zamościu.

Na razie, będę tu w przyszłą sobotę.

 

Jeżeli będę. Pusta instytucja wymiany adresów. W jakiś poniedziałek

rzucę tę kartkę pod nogi. Może w Tomaszowie.

Oparty o autobus, z mokrym papierosem, będę patrzył, jak wiatr ją ściska i niesie na druty.

 

               Z tomu Szkoci Dół (2002)

 

Pewna ilość życia

 

Miasto wygląda jak stos suwenirów. Kupić tu

nieruchomość to wziąć życie za rogi. Wypleniliśmy

czeki, polecenie zapłaty święci wielkie dni.

Środki przekazu wizualizują wzrost.

 

Spojrzyj łaskawie, tak się racjonalnie

administruje procesem wydatków

publicznych oraz uruchamia lukratywne

zasoby krytyki społecznej.

 

X zwymiotował na panterkę.

Y zwymiotował na pantarkę.

Z zwymiotował na partnerkę.

 

Nakląć, nafukać, nałajać. Akumulując

i artykułując. Słysząc

głosy. Feel like having some wine?

 

            Z tomu Trap (2008)

 

[Co mi wolno]

 

Co im wolno wyczytać ze zmiętej serwetki

Powiedzą wywiadowcom bywałe gryzetki

 

Słońce wstaje z moczarów po bójce w kisielu

W zębach ma nieśmiertelnik po nieprzyjacielu

 

Zawlec trupa na pole za dnia niepodobna

Niech jej nocą egzekwie sprawi ćma nadobna

 

Znużonym konduktorom klechdę dopowiedzą

Ciche grusze co z rzadka przy nasypie siedzą

 

            Z tomu 22 (2009)

 

Piosenka

 

Dla Cezarego Bema

 

Z węglowej nocy jasny ból

 

Paznokciem kreśli znak w tumanie

Najniżej położonych chmur

Co się nie stało nie odstanie

 

Gryzący idzie z góry brzask

Dudniący idzie z dołu skrzek

Czego nie było nie powstanie

 

Piosenką nie wyprosisz łask

Patykiem nie zawrócisz rzek

Skoro nie przyszło nie zostanie

 

Za żebrem mostu dnie je cień

Wierszykiem nie zatrzymasz kół

Za żebrem mostu bury brzeg

Z węglowej nocy jasny ból

 

            Z tomu Przedmiar robót (2014)

 

Wiersz

 

Wiersz jest poważny

Wiersz jest niepoważny

 

Wiersz jest wydajny

Wiersz nie jest wydajny

 

Wiersz prokrastynuje

Wiersz ewoluuje

 

Wiersz cieknie

Wiersz zamarza

 

Wiersz jest zrozumiały

Wiersz jest niezrozumiały

 

Wiersz chichocze

Wiersz ociera łzy

 

Wiersz jest surowy

Wiersz mięknie

 

Wiersz ceruje

Wiersz rwie

 

Wiersz upada

Wiersz chwyta się słów

 

Wiersz się leni

Wiersz idzie w zawody

 

Wiersz dźwięczy

Wiersz traci wzrok

 

Wiersz wzrasta

Wiersz karleje

 

Wiersz się godzi

Wiersz gardzi

 

Wiersz tonie

Wiersz liże muł

 

Wiersz zachodzi

Wiersz dnieje

 

Wiersz jest odpowiedni

Wiersz jest nieodpowiedni

 

Wiersz jest skromny

Wiersz zaciąga dług

 

Wiersz zasypia

Wiersz wieje

 

Wiesz jest chromy

Wiersz podźwiga się

 

Wiersz jest niemy

Wiersz podpowiada

 

Wiersz jest pierwszy

Wiersz nie jest ostatni

 

Wiersz jest ostatni

Wiersz zamyka drzwi

 

Wiersz rodzi

Wiersz abortuje

 

Wiersz agituje

Wiersz jest indyferentny

 

Wiersz głosuje

Wiersz bojkotuje

 

Wiersz przegrywa

Wiersz liczy hajs

 

Wiersz się liczy

Wiersz jest sam jak palec

 

Wiersz jest postny

Wiersz stoi nad grobem

 

Wiersz tyje

Wiersz zmartwychwstaje

 

Wiersz płonie

Wiersz dopala się

 

Wiersz jest przydatny

Wiersz jest nieprzydatny

 

Wiersz jest tyci

Wiersz jest huczny

 

Wiersz milczy

Wiersz pije za dwóch

 

Wiersz jest poważny

Wiersz jest niepoważny

 

Wiersz chwyta

Wiersz zachwyca się

 

Wiersz jest obietnicą

Wiersz jest sekutnicą

 

Wiersz obłazi

Wiersz obraża się

 

Wiersz notuje

Wiersz skreśla

 

Wiersz się ceni

Wiersz się sprzedaje

 

Wiersz się mierzy

Wiersz bierze miarę

 

Wiersz się maże

Wiersz wstaje z kolan

 

Wiersz jest lustrem

Wiersz jest węglem

 

Wiersz jest tani

Wiersz chce się drożyć

 

Wiersz jest zrozumiały

Wiersz jest niezrozumiały

 

Z tomu Przedmiar robót (2014)

 

Blat

 

Naraz pot Naraz

Z czoła na blat Pan z okienka

Sny tożsamościowe Zero siedem

Bez chleba i soku Bomba

Lodu Fantazje płacowe Zero point

Zero puent Tak jak się napisze Z gruzu

Gruz Z ust do ust Mąka

W uszach Żeby się nie słyszeć Żeby

Lepiej słyszeć

 

Z nagła stop Z nagła

Kontrakt na dreszcz Ślizg w pakiecie

Kry przedpowodziowe Transport utknie

Gdzieś w gardle bez ulgi Popchnij

Brykiet Alarmy ogniowe Przewóz zjaw

Przewóz mar Most się nie kołysze Stoi

Słup Gwóźdź ci w bark Mokry

Bandaż Żebyś miał wgląd w ciszę Żeby

rozpruć ciszę

 

Jeszcze haust Jeszcze

Zadra na skos Cień z parkietu

Wstał ognistogłowy Pora wypluć

Czop śliny i śluzu Poręcz

Świśnie niepomna namowy Gada tor

Huczy tor Smar jest pod nasypem Bokiem

Chwast Ił Strzęp Gnat Miękki

Barłóg sypie się wprost w ciszę Sypie

słowa w ciszę

 

            z tomu Lamety (2015)