mnemosyne
deszcz istniał zanim narodzili się kabaliści.
pada, jakby miało strawić rozproszone iskry.
znajdź jedną, a rozdmuchasz
niebo. gdy o tym myślę, na dłoni gasną kijanki.
szkielet piżmaka szybuje na dno. skórę zabrali
myśliwi, kiedy na bagnach tropili duchy.
dla ciebie ochra. stupor.
żujesz zboże i twoje usta są jak sporysz.
chciałbym wyssać z nich ogień. to nie ty
wplotłaś mi we włosy ciemne
alegorie, lecz ziemia i jej szept w stopach. skaczę
po wodospadzie, jak tamto dziecko. gdy z kamieni
odrywam małże, czuję w sobie jego spojrzenie.
szare oczy. w słodkim mięsie
jest trochę choroby i śpiew.
virgo
ja sowa, ścigałam samolot nad światłami portu.
w mrok zwiodły mnie samochody. łkanie tapicerek
i dusze mężczyzn. brane do ust lepkie obole.
w pobliżu czaiło się stu gliniarzy.
wiosenny nabór ćwiczył tyralierę. chłopcy z jednostki
gdzie było zomo. stare pokoje przesłuchań i chlewnia.
szukali w lesie pozoranta. znaleźli krew w BMW-u
i ciepłe jeszcze piersi, odarte z różu stanika.
szkoda jej, ładna, spójrzcie na twarz
powiedział major
i przerwał ćwiczenia. a ty, gdzie jesteś?
pamiętam mech na murze oczyszczalni i brudną kobietę
przy pustym wózku. skomlała, że wódka otruła dziecko
i chuj z takim życiem!
nie wracam do miasta. słyszysz?
chuj! wołam, ja sowa
chuj z Atenami!
hyle
co się zmówi, gdy ja tuła się w Licheniu?
błogosławiony ubogi w duchu i bogaty w słowo. licho z nim,
gdy myśli strzępią się o tympanon. orły zwycięskie i Matkę Boską,
która pozdrawia świat w rzymskim geście. a wokół niej aniołowie
gipsowi. aniołowie cygańscy na psa urok. świszczą skrzydła
z gorzkiej mąki. och powiedzieć coś dobrego pragnie ja
i garnie w siebie bazyliszka, któremu wieża wyrosła jak róg,
a grzbiet osiadł pod złotą kopułą. oto ja stoi na głowie.
asana od sasa do lasa. widzi pod suknią srom babilońskiej ździry.
twarze na dnie i twarze w poprzek. totemy? to tu, to tam, totus tuus.
posągi to litania
z czerwonej książeczki. ja przedrzeźnia korowody księży. dla nich
Szatan jest Rosja a Zachód przeklęty. te ziemie spustoszą niebieskie
sotnie. miserere. to tu, to tam, totus tuus. ja kłania się i odchodzi.
nie chce pamiątek, ani boskiej wody. zgubiło w trawie ulubiony
scyzoryk i żegna się z ostrzem pod kopią Golgoty. tu zginął.
tuus! niech to będzie ofiara dla Bozi.
Medea
(pieśń dla bohaterki 5)
kroiłam chleb i skaleczyłam się, ale zamiast krwi wypłynęło światło.
a potem ławica niebieskich ryb. i moja twarz pęknięta na pół,
jak schody szpitala dla położnic. coś skrzyło się. może deszcz, który
zawisł w połowie drogi. twarz zrosła się i mogłam nazwać znajome
dźwięki. nawlec je i nosić. w kolczykach z harfy byłabym ładniejsza
od smagłych kobiet z Abisynii. w melodii noży witałabym
zimę. to one świadczyły za mnie: krtań hartowana nie pije łez. rok
leżałam i gryzłam ziemię. dzieci pełzły po ścianach jak wygłodniałe
robaki. znalazłam siłę żeby je
rozgnieść. i wciąż spotykałam czarnego psa, który węszył za suką
z odległej dzielnicy. dlaczego zawsze lizał mi dłoń? jeszcze trzy
drinki i stąd wyjadę. w odpust lub
popielec. jutro pochowam dzieci. w grobie, gdzie niegdyś zakopano
Rosjan. posłucham tykania kości. przeżartych wskazówek
w zdobycznych zegarkach. sekund liczonych szeptem, w który nagle
wbił się pocisk. ostatni raz dam ci się zerżnąć. stanę na progu i będę
jak garść wiśni. cierpka. brzemienna od soku. i zanim pot wywietrzeje
z podłogi zacznę kroić chleb w innym mieście.
pantomima przed wyjazdem do betel
ściszam cię bananem, telewizorku,
siadły ci aktywa. obserwuję przez lufcik,
jak sąsiadom umierają psy i kredyty.
to fakt maskowany przez nowe bryki,
ale niejeden człowiek odkłada twarz i znosi ją
do piwnicy. stary klawikord to tamta chmara wróbli
nad filią banku. mógłbyś odwrócić spojrzenie i wskoczyć
pod kołdrę, gdzie smażysz się w świergocie. ściszam cię
bananem, gierkowski bloku chorych na kapitalizm.
awaria rolety – co za okropieństwo! bananem cię ściszam,
panno ikono. kto wierzy, usłyszy krzyżowane łono?
nie miaucz, ściszam cię, kocie, wyspałeś dziurę
w moim łóżku.
was też ściszam bananem, bo jesteście jak hemoroidy.
biorę się w sobie i odkładam na lepsze miejsce.
jest potrzebny śrubokręt, jestem śrubokrętem.
jest potrzebna siekiera, jestem siekierą,
chcesz serce? bije po lewej stronie.
wątrobę wzdęło i prawi morały. sedno
to kręgosłup. powinien obracać się wokół
osi w każdym znaczeniu.
ściszam cię bananie.
wokamgnieniuj się
wsio, rzeko. i ty, letni domie.