Share on FacebookGoogle+Tweet about this on Twitter

Niewiadomski,Andrzej

Taki czarny

 

Taki czarny, wiszący w ogrodzie,

w którym owoce na stole, naczynia

i parasol. Taka czarna, za oknem,

w wątpliwej dzielnicy, pośród

krzywych perspektyw. Taki śpiący,

z brodą na parapecie, mury

się gryzą i epoki. Taki młody

jest wrzesień, wszystko wokół bezbronne,

ciche a woła, wszystko oddać się

chce, niemal wychodzi z siebie,

nikt nie potrafi przyjść na gotowe,

okrężne drogi służą drobniejszym

celom, upadłe fabryki okrywa

czerń, chodniki brzęczą klawiszami

płyt, żarówki skręcone jak wąż

spoczywają na kopiach obrazów

 

            Z tomu Tremo (2010)

 

Rondo (1)

 

Życie nie zacznie się od nowa.

Jest kratownica ulic brzydkiego

miasta. Gdzie wszystko zaczęło się,

gdy wszystko zostało zniszczone.

Mokre liście, obłoki benzyny,

opary oddechów. Małe

pudełka busów i kartony

żółtych krążowników startują stąd

i znaczą farwater, pożegnanie

gorszego świata. Mężczyzna mówi:

„dosyć szczegółów” i śmieje się

do siebie, bo przecież przyjechał tu

nauczać, zmieścić jak największą

ilość detali w jak najkrótszym

czasie. Miasto brzydnie z roku na rok,

pracując nad metamorfozą

rzeczywistości w oczywistość.

Mężczyzna około czterdziestki,

znudzony, przymyka oczy, bo

nic istotnego nie rzuca mu się

w oczy. Istnienie wolno wycofuje się,

mężczyzna mruczy: „życie nie

zacznie się od nowa”, nie chce

wyrazić tego dosadniej, a precyzja

kapituluje, nie ma nikogo, kto

odebrałby kapitulację, kto

podpisałby stosowny dokument.

Mężczyzna opuszcza miasto, a

szczegóły, jak oniemiali parlamentariusze,

zaczynają przygotowywać się

do nowej roli

 

Z tomu Tremo (2010)

 

Z pieśni wędrowca. Formy

 

Nie pozostaje nigdy w miejscu, w którym

się znajduje. Odnajduje w nim kogoś,

coś innego. Z innym się nie spoufala,

po części mówi przez nie, przez niego.

We śnie i na jawie wędrują nagie

formy, szklane trumienki, pylące lessem

wyżyny, lata naładowane ozonem,

klimontowy, józefowy, zarzecza,

leniwe paryże, nagie nazwy,

działania, których strony zgadzają się,

nie wiadomo – co prawda – w jaki

sposób. Obie strony teraz są jego,

i na nic się zdadzą teorie, ślady

teorii, odrzucenia, całe to piękne

bydło, całe to zamieszanie, wywołane

tylko po to, by nagość stała się bardziej

wyrazista, by nie zmieniało się coś,

co już istnieje, by materia była

w pewnym sensie starsza niż czas

 

Z tomu Dzikie lilie (2012)

 

Tristan. Listopad

 

Liście trzymają się mocno.

Psy grają w głuchy telefon.

Spotykam studentkę.

Nazywa się Inna Los.

Psy krzywe wiszące w nocy rozciągłej.

Wydobywam się z nocy.

I drzewa trzymają się ziemi.

Psy dymów zniewag śmierci.

I mijam zardzewiałe ciała. To potem.

Skrzypią rdzawe gardła.

Tak jakby chciały mówić.

Jest tyle współczucia.

Nic nie mówi że się mówi jak to się mówi.

Ląduję w innej porze.

Będę pisał pogańskie wiersze.

Odinkrustujcie flety i podskórne dzieciństwa.

Zapach papieru jest jak zapach skóry.

Ale los trzyma się mocno.

I rdzawe liście.

I drzewa też

 

Z tomu Dzikie lilie (2012)

 

Confessiones

 

Pięć żywiołów o różnych barwach

dostosowanych do pięciu jaskiń

ciemności. Pola są puste, ciche,

wodowskazy obnażone do kostek,

oszronione butelki, zapomniane święto

tulipanów i krwi. Oczy są lepsze

niż widma przedmiotów, jakie

może być miłosierdzie w odniesieniu

do fikcji? Scena obraca się wolno,

elewatory są pełne zboża, beton

nie pęka, tylko zaokrągla się i

wybrzusza, pociągi idą krajem,

odzywają się ptaki, wiosnę

rozłożono na etapy, od stycznia

do czerwca. Biedne kości Witkacego

konserwuje bagno, gdzieś za krawędzią

horyzontu, wystarczy nachylić oko;

powoli staję się jego sobowtórem,

coraz gorsza jest jakość głoszenia

jakiegokolwiek państwa, coraz

lepiej proroctwo układa się w pozór

i tajemnice pozoru rozkładają się

równo, między bruzdy, jak śnieg lub

zmielone kości: dyskretna łuna zza chmur

stoi nad ziemią, milczy mglistość,

pociągi przesuwają się bezszelestnie

na wschód, chorągiewki na lokomotywach

są zupełnie wyblakłe

 

Z tomu Kapsle i etykietki (2013)

 

W imię

 

Oczywiście, wszystko potoczy się własnym trybem,

wartko popłynie przez dni, prace i zdarzenia,

chodzi właściwie tylko o ten jeden gest, którego

nie sposób się wyzbyć; nie wiesz, kogo on dotyczy,

co to za nieznajoma postać zanika w coraz

węższej szczelinie, pod śnieżną czapą powiek, pod siecią

rzęs, w rozrzedzonym stawie źrenicy, w nieobecnej

wodzie, nazbyt spokojnej, by dała się zauważyć.

Teraz, bez elastycznej smyczy telefonów, druku,

ekranu, trzeciorzędnych romansów, czwartorzędnych

przyjaźni, czwartorzędowych okolic, gleb, w które

nie można wrosnąć, listów pochwalnych i nagan,

życzeń wszystkiego niepotrzebnego, kiedy nic

nie przebiega podziemnie, pod spodem, pod podszewką

myśli i chorobą ciał, nic nie może przebiegać

podskórnie, nic nie może balsamować wyznań.

Teraz można pisać: w imię znaczenia i braku

znaczenia, w imię postaci nienazwanych, w imię

powszechnie znanych imion, w imię dni, kiedy jesteś

ojcem i synem, w imię dni pozbawionych ducha,

w imię śladu, w imię liter, koniecznie ze środka

alfabetu, w imię śluz skóry, przez które duch –

nie ujawniając dalszej marszruty – się przedostaje;

tak, teraz można – i to nawet jakby od niechcenia,

pisać lekko, bez końca, w imię początku, lekkości,

w imię tego gestu, w imię pragnienia i braku

pragnienia

 

Z tomu Kapsle i etykietki (2013)

 

Mogiła

 

E.

 

Siedzieć i mówić do lustra,

bez strachów rozumieć odbicie;

im mniej myślę o twoim ciele,

tym bardziej twoje ciało mi się

narzuca. Im więcej socrealu,

tym więcej kaprealu, nie mówiąc

o feudorealu, ciągle tu żywym –

nie wiem, czy powiedzieć: niestety.

Może nie, byłem w mogile, mała

litera bywa na miejscu, czasami

bywa, jeżdżę po mieście jak szalony,

szaleństw jest więcej i jaka ulga,

już żadnych postępowych, żadnych

konserwatywnych, przecież mówili,

że nie, ale stado, stado, na nic

się zdały zabawy, zamawiania

stada, jadę tramwajem z innym

stadem, nie wiem, które straszniejsze,

myślę o twoim ciele, ale myśl

rozdziela się na twój świat i mój

brak, i jeśli spotkamy się gdzieś

poza mogiłą, poza centralnym placem,

to w miejscach odbić, rozbieżnych

podróży, pomiędzy światem i

 

            Z tomu Pan Optico (2014)