Południe
Z rozpalonego ogrodu do piwnicy: noc.
Wszystko się zgadza: tu w piwnicy kwiaty
już się zamknęły, liście zaszły czernią.
Coś jest pod nocą, pod piwnicą, coś.
Ostateczna dojrzałość.
Wiersz bez światła
Nie, nie napiszę listu. Światło nam umarło,
śmierdzi po śmierci naftą. Światło zmarło. Światło
nam wyłączyli urzędnicy. Pan kierownik przyszedł
z fizycznym i wyłączył. Bo żyjemy w grzechu,
nijak za to nie płacąc, więc znaleźli sposób,
żebyśmy zapłacili - wyłączając światło.
Ciekawy eksperyment. Telewizor umarł.
Nie żałujemy nazbyt. Jedyny mankament,
że już nic nie zagłusza szczekania sąsiadek.
Ale za to kochamy się głośniej. I bardziej.
Ciekawy eksperyment. Jest tak, że się wszystka
elektryczność skończyła, lecz nie tylko ona,
także i w innych światłach trwa powolna czystka,
zapałki nie chcą płonąć, przemokły, i kota
oczy nie świecą nazbyt w tych ciemnościach,
zimnościach, piwnicznościach, w których stanął dom.
A więc światło umarło, Wiele martwych świateł
leży przede mną, w tym bezkształtnym mroku.
Ze wszystkiego się zawsze uda robić wiersze,
z martwego światła także. Nawet jest pożytek
z ujadania sąsiadek. Z pana kierownika,
który się niebezpiecznie w Pana Boga bawi.
Kochanie
Kocham cię, kocham. Obsesyjna mantra,
na którą Bóg uprzejmie reaguje, a i
- a i ludziom świeckim podoba się całkiem.
Kocham cię. Łatwiej dostaniesz kanapkę.
Łatwiej się wymigujesz. Obsłużą cię łatwiej,
jeżeli powiesz: kocham, kocham cię.
Kocham cię. Nawet jeżeli zabijesz
i staniesz nad zwłokami - i powiesz: kocham cię,
to lżej jest, lżej ci. Kocham cię.
Kocham cię - mówię.
Wraca świat.
Śpi ze mną.
Gorączka
Długo pościł, a Bóg
nie przyjął postu.
Bez uzasadnień. Mógł,
lecz nie przyjął. Po prostu.
Pod powiekami
biała gorączka.
gdyby anioła spotkał -
to z nim zwarłby się,
ale ciebie napotkał.
Piosenka Boga
To są moje araby, żydy i cygany.
Wyjmuję ich codziennie z pudełka, ustawiam
ich w różnych konfiguracjach na moim dywanie,
przewracam, stawiam ponownie, rozgrywam powstania
oraz upadki powstań, lecz nie jestem w stanie
pomóc ci.
To są moje murzyny, meksyki i ruskie.
Kładę ich wciąż na sobie, przekładańce robię,
poruszam nimi, to ja ich zapładniam,
mnożą sią, dzielą, odejmują sobie
od ust, aby wykarmić dzieci, lecz nie jestem w stanie
pomóc ci.
To jest moja odpowiedź, ty wypadłeś poza
mój dywan, nie dla ciebie drukuję gazety
i kręcę filmy, nie dla ciebie mielą
pieniądze moje banki, nie ciebie ochrania
moja policja, już nic cię nie chroni,
wolno ci.
Mam tutaj na podłodze maleńkie figurki:
żółtki, bambusy, jugole, polaczki,
kowboje i indianie, przybysze z kosmosu.
Poruszam nimi. Czy porusza ich to,
nie zważam. Jestem i mam wiele imion.
Lecz jeden jestem. Nie porusza mnie to.
BURZA, OSTATNI DZIEŃ MAJA
Od rana suka nie ruszyła jedzenia, ona wie zawsze wcześniej, teraz
pociemniało, jest burza, leży obok i dyszy histerycznie, nie bój się,
nie bój się, można mówić w kółko, nie bój się, ale ona się boi,
mówienie to za mało, należałoby wyłączyć burzę, nie mam takiej
umiejętności, wielu umiejętności nie mam, ale teraz najbardziej
brak mi tej.