Share on FacebookGoogle+Tweet about this on Twitter

Maliszewski,Karol

Czarna ziemio

 

Czarna ziemio, przymierzę twe ciuchy,

kilka fałd nie podoba mi się;

ojciec w mig uporałby się z nimi,

mrucząc do siebie, radia i ścian.

 

Kilka bruzd nie podoba mi się

na twarzy wsuniętej w mrok,

gadając do siebie, radia i ścian,

do rodzinnej tradycji dodałem długopis.

 

Na twarzy wsuniętej w mrok

czyta się w pośpiechu i tylko rękami,

do rodzinnej tradycji dodałem długopis,

stąd wiecznie poplamione palce.

 

Czyta się w pośpiechu i tylko rękami,

przyjdzie taka chwila, że już całym ciałem,

stąd wiecznie poplamione palce,

którymi przebieram, żeby dać świadectwo.

 

Przyjdzie taka chwila, że już całym ciałem

zapragnę ciebie, każdą z twoich fałd,

wśród których przebieram, żeby dać świadectwo,

ale mam wrażenie, że niczego nie dam.

 

Zapragnę ciebie, każdą z twoich fałd,

czarna ziemio, przymierzam twe ciuchy,

ojciec w mig uporałby się z nimi,

przenicowałby na szaro, na jesienny zmierzch.

 

Ciemnowidzenie

 

To po matce: księżycowy spazm

w biały dzień, nerwy łączą się z kosmosem

(zawraca krew) przez gliniane tabliczki,

korę uciekających drzew. Znowu jadę

między słowa i ich posępnych właścicieli.

Uśmiechnij się jeden z drugim,

kiedyś będziesz nominowany, poczujesz

jeszcze większą pustkę.

 

I wieże kościołów: zużyte ołówki

kreślące komuś plany na przyszłość;

jak czułki wbite w zwały chmur

przynoszą wiadomość – niczego tam nie ma,

rdzeń się wypalił.

 

Ale módlmy się dalej

rytmicznie, miarowo,

niczego lepszego nie wymyślono.

 

Mitologia

 

Nie będzie zmiłowania. Z brzucha żony

wyjdą prządki, które tam zawsze były.

Zaraz, jak im po łacinie?

Znajomy aptekarz, klasycysta, wiedziałby.

Ostatnio już nie przychodzi na szachy.

Zaraz, jak właściwie długo?

Ile przeszłości jest w słowie „ostatnio”?

 

One wiedzą. Te, co w dzień cicho siedzą.

W nocy się odważają kruczyć w jej żołądku.

Nieraz nasłuchuję. I myślę, kim jest byt

tuż obok. Jak bardzo przyłożony do rany,

którą jestem. Ten anioł zesłany.

Moja klacz trojańska. To właśnie dzieje się

za jej białą skórą.

 

I nie wiem, jak to wyłączyć.

Zrywam się spocony, roztrącam zasłony.

Zaczyna się liczenie ognisk i namiotów,

widać je na niebie. Czekają na znak,

na szczęk nożyc. Prządki wychodząc

z tej swojej mitologii, przechodzą

na naszą stronę, wracają do życia.

 

Dlaczego lekarze

Anie Blandianie

 

Nie zostawiaj rodziny tak wcześnie,

należy się jej nieznaczne opóźnienie,

zwłoka przy zwłokach, dalsze pogrywanie

słowami; ma być wzniośle

i niejednoznacznie – wypełnianie się czasu,

opróżnianie butli z tlenem, maseczka,

krople nasercowe brane regularnie;

 

 

dlaczego lekarze o tym nie mówią

wprost, tylko po łacinie,

składając dłonie, chrząkając znacząco?

Nie zostawiaj rodzinie wszystkiego,

do części muszą się dogrzebać, wykopać

z ogródka; tylko mi, kurwa,

nie uszkodźcie czereśni.

 

Wyjaśnienia

 

Ludzie mówią, że żyję tak,

jakbym nie zauważył śmierci

cioci Lali. Gówno prawda.

 

Kto wie, co kogo obeszło,

a co nie, co ugrzęzło

na zawsze; ta jedna ość więcej.

 

Po tylu pogrzebach masz

już w sobie cały szkielet

rybi. Ostatniego dnia

 

uniosła się na łokciach

i powiedziała: „no, teraz idźcie,

ja się muszę zająć sobą”.

 

I się zajęła.

Takie są nasze zajęcia.

 

Wiersz dla Georga Bataille’a

(i Krzysztofa Matuszewskiego)

 

Hadesie, czasami jesteś dupkiem,

przepuszczasz jak zużyta dętka,

nabierasz wody; nie głosowałem

za nieszczelnym królestwem,

umowną śmiercią; zresztą,

za niczym nie głosowałem,

nie chodziłem na wybory. Raz

czy dwa robiłem podejście

pod urnę, taki podkop wyobraźni,

ale strażnicy wyprowadzali z cienia

na gorąco ogłupiające

słońce. Mieli w klapach orzełka

albo kanię, coś drapieżnego,

i chyba ważny był kolor,

tak, kolor, a nawet dwa kolory.

To miało mnie określać,

wskazywać miejsce w języku;

 

i nawet słowo „chuj”

nie wybijało już na niepodległość,

a nie znam drastyczniejszego,

skoro „pizdę” zużyło poprzednie

pokolenie. Tedy wróciliśmy

do źródeł, grzebiemy w gównie,

rozcieramy je na dalsze znaczenia.

Nic tu po nas; nic tu,

nic tam, i jeszcze pośrodku;

 

kiedyś, Hadesie, wrócimy do przerwanego

teraz jadę do pracy. Wrocław czeka.