Neolingwizm, często dookreślany przymiotnikiem „warszawski”, to działająca w pierwszych latach XXI wieku grupa poetycka wywodząca się z tradycji awangardowej i postawangardowej, zwłaszcza zaś z nurtu lingwistycznego, powstałego w poezji polskiej około 1956 roku i rozwijającego się później w dwóch odmiennych kierunkach, z których jeden zainaugurowali poeci Nowej Fali (przede wszystkim Stanisław Barańczak i Ryszard Krynicki), drugi zaś – ich rówieśnicy, Piotr Sommer i Bohdan Zadura.
LINGWISTYCZNE FUNDAMENTY NEOLINGWIZMU
Janusz Sławiński w szkicu „Próba porządkowania doświadczeń” z 1964 roku wyodrębniając z poodwilżowej poezji polskiej nurt lingwistyczny, scharakteryzował go jako poezję postawangardową, wychodzącą z konstatacji, iż język „nie tyle reprezentuje interesy «ja» wobec świata, co odwrotnie – reprezentuje ów świat wobec podmiotu. Jest porządkiem zewnętrznym i obiektywnym, w którym trzeba się jakoś urządzić”.
Ufundowana na powyższym przekonaniu poezja lingwistyczna Mirona Białoszewskiego, Tymoteusza Karpowicza i Zbigniew Bieńkowskiego chciałaby, zdaniem Sławińskiego, odzyskać kontrolę nad mową i jej konwencjami, lecz przede wszystkich być „mówieniem nieustannie interpretującym same możliwości mówienia”. Szósta i siódma dekada XX wieku stanowiły w poezji polskiej czas szczególny – ponownie ożywiły się wtedy prowadzone od romantyzmu spory o problematyczny status języka (w życiu i w sztuce – zwłaszcza zaś w literaturze).
Jarosław Klejnocki, w komentarzu z 2003 roku do wierszy jednego z neolingwistów warszawskich – Michała Kasprzaka, również odniósł się do tego sporu, przypominając zarówno stanowisko zwolenników koncepcji „wiary w siłę i możliwości lirycznego przekazu”, którym patronuje Juliusz Słowacki, autor słów „strofa winna być taktem, nie wędzidłem”, w myśl których, poeta w języku może wyrazić „wszystko, co pomyśli głowa”, jak też stanowisko orędowników „wielkiej krucjaty nieufności przeciw przekonaniu o omnipotencji języka i sile artystycznej wyobraźni przełożonej na sława”, którym z kolei patronuje Adam Mickiewicz, autor fundamentalnej dla lingwistów polskich wypowiedzi – „język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie”.
Dwa największe przełomy w powojennej poezji polskiej – poodwilżowy i ten z 1989 roku – charakteryzowały się, zdaniem Klejnockiego, zdecydowaną wygraną koncepcji „nieufności”. To właśnie z tej „nieufnej” linii nowoczesnej poezji polskiej wyrastają warszawscy neolingwiści. By skompletować linię „nieufną”, Klejnocki do lingwistów poodwilżowych dopisuje jeszcze Andrzeja Sosnowskiego, który w latach dziewięćdziesiątych wyrósł, obok Sommera i Zadury, na lidera poetów „nowych dykcji” – „wiernych sekundantów rzeczywistości przede wszystkim językowej” (J. Orska, „Liryczne narracje”).
Mimo wielu różnic między poszczególnymi lingwistami neolingwiści warszawscy czerpią z wszystkich dopływów tego nurtu. Z poezji Mirona Białoszewskiego wydobywają przede wszystkim liryczne pragnienie nawiązania bliskiego (niezapośredniczonego przez zinstytucjonalizowane formuły mówienia) kontaktu z czytelnikiem, choć jednocześnie pamiętają, iż sam Białoszewski nieustannie obnażał iluzoryczność tego pragnienia. Dzielą z nim również skłonność do rozkładania słów „na cząstki składowe, z których każda chce znaczyć i wieloznaczyć na rachunek swojej rzekomej etymologii, to znów zostaje wchłonięte przez inne słowa, zatraca granice, rozpływa się w jakimś niepodzielnym szuruburu” (J. Sławiński, „Próba porządkowania doświadczeń”).
Z kolei poezja Karpowicza i Bieńkowskiego fascynuje ich z powodu paradoksalnej ekonomii językowej, podług której znaki językowe oferują zawsze coś więcej niż tylko to, czego się po nich spodziewamy, choć jednocześnie potęgują własną nieokreśloność, nieprecyzyjność i nierozstrzygalność.
Bieńkowski w „Trzech poematach” z 1959 roku przedstawiał język jako nieustępliwy żywioł osaczający podmiot z każdej strony, ale również potężną moc otulającą go, „przyrzeczoną” mu, a nawet „poślubioną”. „Ja” we „Wstępie do poetyki” mówi o sobie, że jest „niewypowiedzianym i bezimiennym wdowcem niewysłowienia”, który (z niekłamanym zachwytem w głosie) relacjonuje „wszystko, co rzeczywiste”, a będące „szaleńczym, niepohamowanym, zawrotnym, / jednym i wielokrotnym, nieustannym i zachłannym, nieustającym i nieuleczalnym, / rozlegającym się od rzeczy do rzeczy jako od morza do morza słowotworem”.
W odróżnieniu od innych poetów lingwistycznych (do wymienionych przez Sławińskiego lingwistów pierwszej fali należałoby dodać jeszcze Witolda Wirpszę oraz Edwarda Balcerzana) podmiot Bieńkowskiego nie jest aktywistą mobilizującym wszystkie siły do walki ze spetryfikowanym i skonwencjonalizowanym językiem, lecz miłośnikiem jego żywiołowej natury, skłonnym zresztą pozwalać mu się zawłaszczać, pochłaniać, dezintegrować.
Ta pasywność wyróżnia go spośród bohaterów lirycznych lingwistów pierwszej fali, zaś w kontekście poezji lingwistycznej Nowej Fali (angażujących się politycznie i egzystencjalnie wierszy Ryszarda Krynickiego czy Stanisława Barańczaka) okazuje się skrajnie obca, wręcz kuriozalna, bowiem dla lingwistów nowofalowych język poetycki stanowił przede wszystkim narzędzie do walki „przeciwko znieprawieniom i nadużyciom współczesnych form mowy publicznej stosowanych w środkach masowego przekazu (nowomowa)” (J. Sławiński, „Poezja lingwistyczna”).
Neolingwiści warszawscy, deklarując wspólnotę poglądów i poetyk z Białoszewskim, Karpowiczem, Barańczakiem i Krynickim, potrafili jednocześnie podążać tą ekscentryczną ścieżką wytyczoną w lingwizmie polskim przez Zbigniewa Bieńkowskiego. Tak więc neolingwiści postrzegali język przede wszystkim jako nieprzejednany żywioł („morze możliwości”, jak to nazywał Bieńkowski), który całkowicie kwestionuje i znosi postromantyczny podmiot („Mleko wykipiało, sztandar wyłopotał. Nie jesteśmy poetami. […] Zsyłamy do piekła wiersze” – pisali w grudniu 2002 roku w „Manifeście Neolingwistycznym v. 1.1.”), ale i całkowicie osacza/otula „ja” mówiące, czyniąc tym samym świat dostępny podmiotowi wyłącznie poprzez języki i jego wytwory: „Jest tekst. […] Nie ma innych tekstów niż językowe, nie ma innego świata niż językowy. Rzeczywistość jest konstruktem intelektualnym, co nie znaczy, że jej nie ma”.
Tomasz Cieślak-Sokołowski zauważył, że deklaracje płynące z „Manifestu Neolingwistycznego v. 1.1.” opierały się zasadniczo na tradycjach „awangardowego zerwania, Derridiańskiej «krytyki reprezentacji» oraz Wittgensteinowskiej koncepcji języka”, zaś tradycję negatywną stanowił dlań przede wszystkim lingwizm nowofalowy, z którym sygnatariusze „Manifestu…” rozprawili się w hasłach: „Nie chcemy obnażać języka totalitaryzmu, reklamy, ulicy. Chcemy obnażać język”.
Neolingwiści nie występowali zatem przeciwko konkretnemu dyskursowi tudzież w obronie takiego czy innego języka, albowiem uważali, że każda „Fizyczność jest informacją”, a „Informacja chce być wolna. Informacja chce się przytulać z innymi informacjami. Pragnie kontaktu i wymiany”. Chcieli więc konfrontować ze sobą najróżniejsze języki, nie zaś uprzywilejowywać jedne kosztem drugich. „Na słowa nie ma copyrightu” – pisali –„Używamy tych samych słów co wszyscy. […] Nie ma oryginału”. Tekstowość świata budziła w neolingwistach ambiwalentne uczucia: „Jesteśmy przerażeni i zachwyceni” – pisali.
Identyczna mieszanka trwogi, entuzjazmu, oczarowania i olśnienia charakteryzowała podmiot „Trzech poematów” Zbigniewa Bieńkowskiego. Po nim i jego kontynuatorach (jednym z admiratorów takiego pisania jest niewątpliwie Andrzej Sosnowski) neolingwiści warszawscy odziedziczyli afektywną poetykę, polegającą na jednoczesnym zakochaniu w języku, „narzeczeństwie” z nim i wikłaniu się weń, a nawet „przepadaniu” w nim.
Bieńkowskiego i neolingwistów łączy też słabość do nowoczesnych technologii. Autor „Wstępu do poetyki” oczarowany był cybernetyką, zaś neolingwiści „obok entuzjazmu, zapału, dezynwoltury i poczucia twórczej swobody” fascynowali się możliwościami, „jakie stwarza poecie komputer i Internet, który jawi się niczym sfera rzeczywistego poetyckiego spełnienia, urzeczywistnienia projektu twórczej ekspansji” (K. Maliszewski, „O nowym królestwie debiutu”).
DZIEJE NEOLIGWISTÓW WARSZAWSKICH
Epizod zero: poezja bezpodmiotowa
W 1997 roku Maria Cyranowicz wydała w Bibliotece Frondy książkę poetycką „neutralizacje”, natomiast Jarosław Lipszyc opublikował w Lampie i Iskrze Bożej „bólion w kostce” – obie książki wywołały niemałe poruszenie wśród młodych krytyków związanych z Uniwersytetem Warszawskim oraz Staromiejskim Domem Kultury; okrzyknięto je lingwizmem bezpodmiotowym.
Tom Cyranowicz miał taki być ze względu na wpisaną weń „utopię neutrum”, a więc poetycki „kinderyzm” polegający na ucieczce w dziecięcą tożsamość płciową, która wymyka się jeszcze rozróżnieniu na silny podmiot męski i w wielu aspektach pozbawioną własnej podmiotowości „wstydliwą” kobiecość (K. Czeczot, „Szczeliny pisania wstydliwego”). Z kolei bezpodmiotowy lingwizm Lipszyca polegał na „absolutyzacji środków poetyckich” (zwłaszcza tych, które wpływają na brzmienie wiersza) i „mediumicznej koncepcji języka, w której sens wypowiedzi powstaje – a raczej realizuje się w czasie konkretnej lektury – w wyniku rozmaitych mediacji, zachodzących pomiędzy dobranymi przypadkowo bądź w sposób niejasny wyrazami. […] W efekcie powalają kolaże, ułożone z nieprzystających do siebie fragmentów rzeczywistości i elementów różnych tekstów, które służą właściwie do ustnejcelebracji jałowości i apatii” (M. Cyranowicz, „Z uroków konsonansów i analogii”).
Lipszyc i Cyranowicz z czasem stali się liderami środowiska neolingwistycznego, choć akurat mocny w wymowie (męski) „Manifest Neolingwistyczny” powstał przede wszystkim z inspiracji autora „bólionu w kostce”.
Epizod pierwszy: Noc Poetów
Od lutego 2000 roku w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie odbywały się raz w miesiącu imprezy organizowane pod szyldem Noc Poetów. W czasie animowanych przez Beatę Gulę i Tomasza Świtalskiego wieczorów miały miejsce spotkania z zaproszonymi gośćmi – pisarzami i muzykami, a także turnieje jednego wiersza.
Epizod drugi: grupa po.etyczna
Nocom Poetów zaczęło towarzyszyć wydawane przez SDK pismo literackie „Noc Poetów”. Od wiosny 2001 do maja 2003 roku „Noc Poetów” współredagowali uczęszczający na warsztaty pisarskie przy SDK-u studenci polonistyki, którzy okrzyknęli się grupą po.etyczną. Cześć grupy (Joanna Mueller, Michał Kasprzak, Paweł Kozioł, Aneta Kamińska, Katarzyna Hagmajer, Michał Fierla) zaangażowała się potem w neolingwizm.
W numerze dziewiątym „Nocy Poetów” z 2002 roku Joanna Mueller opublikowała tekst „Ta dziwna bezbronność zwana poezją. Myśli kilka na Derridianach spisanych, niechętnym poezji czytelnikom dedykowanych”, w którym odnosiła się do metafory Jacques’a Derridy porównującej poemat do jeża na autostradzie: „«Nie ma poematu bez wypadku, nie ma poematu, który nie otwierałby się jak rana, i sam nie byłby raniący». […] Autostrada z bezbronnym jeżem na środku i pędzącymi samochodami w oddali – otwiera nas na sytuację etyczną (będącą jednak wciąż sytuacją poetycką). […] Chcesz uratować jeża i siebie – musisz zostawić za sobą płonące mosty dyskursów, zwycięskie auto da fé bibliotek. To musi być wypadek – alfa i omega znaczenia, epifania poetyckości, która nigdy się już nie powtórzy (bo zawsze jest to wypadek rodzący ciebie i jednocześnie – dla ciebie i poematu – śmiertelny)”.
Wiersz „po.etyczny” to dla Mueller gwałtowne, ryzykowne zderzenie etyki z estetyką i poetyką, zaś ryzyko, z jakim wiąże się literatura, ponoszą zarówno twórca, jak i odbiorca.
Epizod trzeci: Meble
Siódmego listopada 2001 roku w ramach Festiwalu Warszawa Pisarzy w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie redakcja nowo powstałego artzinu „Meble” ogłosiła manifest „Meblowanie Główww”. W podpisanym przez Annę Krauss, Jarosława Lipszyca, Marię Cyranowicz, Wojtka Pakiera, Agnieszkę Słodownik i Radosława Dutkowskiego manifeście deklarowano przede wszystkim zwrot ku tradycji awangardowej – oprawa i grafika „Mebli” miały nie tyle towarzyszyć tekstom, co je współtworzyć, wyrażając przy tym „współczesne trendy w sztukach wizualnych”.
Pismo „Meble” nie było stricte neolingwistyczne, choć neolingwiści chętnie publikowali na jego łamach swoje wiersze i występowali na imprezach związanych z jego promocją. Na jednym z takich wydarzeń, zatytułowanym „Miasto i poeci”, a odbywającym się w Przestrzeni Graffenberga, neolingwiści ogłosili „Manifest Neolingwistyczny v. 1.1”.
Epizod czwarty: Manifest Neolingwistyczny
Część redakcji „Mebli” oraz aktywiści grupy po.etycznej spotykali się nie tyko w ramach zajęć na Uniwersytecie Warszawskim i w Staromiejskim Domu Kultury, ale także w prowadzonej na Powiślu przez Zbigniewa Liberę i Mariolę Przyjemską knajpce Aurora. Trzeciego grudnia 2002 roku w Aurorze Lipszyc zainspirował koleżanki i kolegów do napisania „Manifestu Neolingwistycznego v. 1.1”, pod którym podpisali się: Jarosław Lipszyc, Maria Cyranowicz, Joanna Mueller, Marcin Cecko i Michał Kasprzak.
Z komentarza Cyranowicz zamieszonego w opublikowanej w 2005 roku antologii neolingwizmu „Gada !zabić?” wynika, że punktem zwrotnym w tworzeniu manifestu było wymyślenie dookreślającego go przymiotnika – zgodzono się na propozycję Lipszyca (w gruncie rzeczy był to pomysł zgłoszony wcześniej przez Igora Stokfiszewskiego). Podczas wymyślania „Manifestu…” najaktywniejsi i „rozgorączkowani” byli ponoć Lipszyc i Cyranowicz, Kasprzak ledwie „dorzucał uwagi”, Cecko „nie zgadzał się z czymś i komentował”, a Mueller „głównie milczała, ale bardzo znacząco”.
Warszawscy poeci głosili w „Manifeście…” zniesienie copyrightu na słowa i opowiadali się za kopią, recyklingiem i re-produkcją („Oryginały nie istnieją i nigdy nie istniały”), dialogiem („zamiast dekalogu”) oraz katalogiem („zamiast nekrologu”). Ponadto zwracali uwagę na materialny, fizyczny, zmysłowy aspekt słowa, bowiem, ich zdaniem, słowa nabierają sensu nie tylko wtedy, kiedy pozwala się im wybrzmieć, lecz przede wszystkim gdy „uwidacznia się” je. Nie chodziło im jednak o drukowanie (upowszechnianie, demokratyzowanie) tekstu, lecz o nadawanie mu nowych znaczeń oraz wymiarów za pomocą nowych mediów (na przykład na ekranie komputera, „na którym słowa pojawiają się i gasną, jakby ich nigdy nie było”).
Neolingwiści postulowali używanie języka w taki sposób, by niszczyć tradycyjną poezję. Nie chcieli jednak „pastwić się” nad językiem – pragnęli „paść się” nim, kochać się z nim, wreszcie też – „brać go od tyłu”. Chcieli „obnażać język” – wyrzucić z siebie całą zgromadzoną na kursach z teorii literatury wiedzę na jego temat („Wrzeszczymy, dopóki wrzemy. Wiemy za dużo”). Wydawali się jednocześnie zachwyceni dialogiczną, anarchiczną naturą języka, jak i przerażeni jego żywiołową, bezwzględną naturą. „Manifest…” został udostępniony na warunkach GNU Free Documentation License, co oznacza, że „treści w nim zawarte są wolne i takie pozostaną na zawsze”.
Epizod piąty: dyskusja o manifeście; wystąpienia programowe neolingwistów
W szesnastym numerze pisma „Ha!art” z 2002 roku Igor Stokfiszewski opublikował tekst „26 XI wtorek kraków”, w którym postulował ukonstytuowanie się neolingwistycznej grupy poetyckiej, sądził bowiem, że taki ruch pomoże uporać się z nieporozumieniami, w jakie obrosło już wówczas pojęcie „lingwizm”. Krytyk upominał się przede wszystkim o oddzielenie zafascynowanego „żywiołem mowy” („parole”) neolingwizmu od „penetrującego rejony langue” „okołodekonstrukcjonistycznego lingwizmu” Andrzeja Sosnowskiego. Taki ruch porządkowałby, jego zdaniem, scenę poetycką, a przy tym wskazałby na poodwilżową proweniencję „słowotoku u Lipszyca” i „figury przejęzyczenia u Cyranowicz”.
Stokfiszewskiemu odpowiedział Michał Kasprzak, który na łamach powstałego na początku 2003 roku pisma neolingwistów „LiteRacje” dowodził między innymi, że Joanna Mueller – za Sosnowskim – zgłębia przede wszystkim „rewiry langue a nie parole”. Natomiast Mueller w tekście „Czy istnieje jeszcze poezja lingwistyczna?” dzieliła współczesnych lingwistów na surrealingwistów (m.in. Andrzej Sosnowski), poetów lingwizujących (Cyranowicz, Cecko, ale i Krzysztof Siwczyk oraz Anna Podczaszy) oraz lingwistów sensu stricte (Jarosław Lipszyc).
Lingwistami sensu stricte byli dla Mueller Białoszewski i Karpowicz oraz taka poezja współczesna, „która byłaby propozycją na tyle radykalną i totalną zarówno w poetyce, jak i w etyce (filozofii mowy)”. Poetce chodziło więc o wiersz radykalnie lingwistyczny, nieograniczający się do „gry lingwistycznej rozgrywającej się w każdym zakątku”, ale stanowiący „swoisty traktat językoznawczy i filozofię mowy uprawianą wierszem”. Mueller wracała więc do poodwilżowego konceptu polegającego na poddaniu „ja” omnipotentnemu Językowi. Lingwizm Lipszyca to, zdaniem autorki, po.etyka równie radykalna co lingwizm Karpowicza – to „poezja niemożliwa”, stawką której jest „doznanie epifanijnej niepochwytności języka i dotknięcia rzeczywistego kształtu słowa”).
W tym samym wydaniu „LiteRacji” Joanna Mueller zamieściła tekst „REinkluzJA”, w którym zaznaczyła swój dystans do „Manifestu Neolingwistycznego v. 1.1.”. Zdaniem Cyranowicz Mueller zareagowała w ten sposób nie tylko na ewidentnie seksistowskie partie manifestu, ale także wcieliła w życie jeden z jego postulatów – „osobność nie boli”. Opowiadając się za osobnością, Mueller jednocześnie całkowicie odrzuciła inny z postulatów – ten, który brzmiał: „osobowość niszczy”. Lingwizm był więc dla niej nie tylko wyborem etycznym, ale i autobiograficznym, autentycznym, „mi-stycznym”, czyli „z Innymi stycznym”.
We wcześniejszych rozmyślaniach na temat poezji Mueller odwoływała się do metafory jeża na autostradzie – widziała więc w wierszu dojmującą bezbronność skonfrontowaną z bezwzględną i nagą siłą. W tekście „REinkluzJA” poetka wprost zapytała o liryzm wiersza lingwistycznego i zdefiniowała go jako „inkluz lingwizmu”: „Inkluz to ascetyczny pustelnik w środku ruchliwego miasta. Soliter złośliwy, choć nieuzbrojony, tkwi w tkance utożsamień. Pasożytuje na innych, lecz także żywi ich – sobą (mówi «sobą», nie boi się «ja»). Jak ironiczny nawias w zdaniu, nieustannym brakiem asercji rozbija jego władczy, całościowy tok”.
Mueller wyraźnie więc zadeklarowała zdążanie „po niewyrażalne” swą własną drogą – w głąb tekstu, „na dno tekstowego piekła”, nie zaś błąkanie się (niczym postawangardowy, postmodernistyczny i posthumanistyczny Lipszyc) po powierzchni tekstu, „w więzieniu mowy”.
O ile dla Lipszyca podmiot w epoce późnej nowoczesności tracił rację własnego bytu i wszelkie prawa (łącznie z prawem autorskim), przeistaczając się tym samym z autora w pośmiertny obraz, widmo, żywego trupa („Jestem swoim zdjęciem / Rozwalonym feerią / Niedobłysków utrwalonego materiału […] Jestem swoim zdjęciem z krzyża” – obwieszczał w „Dokumentnie” z tomu „bólion w kostce”), o tyle Mueller, nie zważając na automatyzację i cyfryzację rzeczywistości oraz błyskawiczną karierę nowych mediów, próbowała ulokować go w postromantycznej niszy. Dlatego też w zakończeniu tekstu „REinkluzJA” charakteryzowała „inkluza lingwizmu” następująco: „Na pogrzeb podmiotu przychodzi po reinkarnację, płonącym rękopisom funduje reinterpretację. Żeby nie utopić się w popie – buduje inkluzywne utopie. Dopóki boli – jest”.
Autorka jednoznacznie upomniała się o rękopisy (oryginały) wydane w „Manifeście…” na żer płomieniom. Zdystansowała się również od kultury masowej, nowoczesnych technologii i multimediów, którymi tak się z kolei fascynował Jarosław Lipszyc. Ten ostatni przede wszystkim afektował „ja” czytające, próbując zatem pobudzić je do reakcji, albowiem uzależniał tożsamości „ja” piszącego od jego relacji z „ja” czytającym (strategię taką dobrze znamy z kultury masowej, gdzie to publiczność decyduje o tym, który schemat zostanie reprodukowany, bo osiągnął odpowiedni poziom sprzedaży). Tymczasem Mueller zakładała, że inkluzja – ten jednoczesny „ruch włączeń i rozłączeń”, ta ambiwalentna siła, która w tym samym momencie „raduje i rani” – jest w stanie ufundować nową (zmartwychwstałą) formułę podmiotowości.
Mueller dystansowała się od „popowych”, potęgujących jałowienie „ja” strategii z wierszy Lipszyca i „Manifestu…”, wierzyła bowiem w „łowienie ja” – w imię własne choćby zaklęte w „brak imienia”.
Do dyskusji toczonej o lingwizmie na łamach „LiteRacji” włączył się również Paweł Kozioł. Młody krytyk określił reprezentowany przez Stanisława Barańczaka lingwizm „Starej Fali” jako „lingwizm konstrukcyjny”, opowiadający się za „całością” gwarantowaną przez silny podmiot oraz autora, natomiast młody lingwizm nazwał „lingwizmem dekonstrukcyjnym”, opierającym się już tylko na języku – ostatniej, po śmierci autora, choć przecież jakże problematycznej i w tekstach lingwistycznych nieustannie dyskutowanej gwarancji „spójności” wiersza. W tekście „Bajki terapeutyczne” z 2004 roku Kozioł oddzielił „lingwizm dekonstrukcyjny, zakorzeniony w poststrukturalnej filozofii języka (Sosnowski, Lipszyc, wszelcy bezpodmiotowcy)”, od „lingwizmu dopodmiotowego” (Mueller, Cecko, Kasprzak – „w języku Klejnockiego to szyfry egzystencji”). Wyróżnił także „poezję lingwizującą”, czyli taką, która stosuje chwyty lingwistyczne. W ostatniej kategorii Kozioł wymienił wiersze Katarzyny Hagmajer.
W 2004 roku nazywająca swoje działania poetyckie „neurolingwizmem” („bo to mózg się przecież lasuje od tych słownych przekrętów”) Maria Cyranowicz opublikowała we współpracy z Markiem Sobczykiem książkę artystyczną „piąty_element_to_fiksja”. Stokfiszewski podkreślał wówczas, że warszawska poetka bazując na „awangardowej i liberackiej technologii myślenia o dziele”, zdołała „uzewnętrznić tom”, czym uprzytomniła „wszelkim tekstualistom”, że książki poetyckiej nie sposób zredukować do samego tekstu, gdyż przede wszystkim jest ona „fizycznym przedmiotem istniejącym w jak najbardziej fizycznej rzeczywistości” (I. Stokfiszewski, „staranne kałuże”). Opanowanie sztuki „uzewnętrzniania tomu” odróżniało, w opinii krytyka, neolingwizm od „postmodernistycznego lingwizmu spod znaki dekonstrukcji”.
Zasadniczo w łonie neolingwizmu warszawskiego funkcjonowały dwa dyskursy. Lipszyc, Kasprzak, w pewnym stopniu też Cecko jednoznacznie opowiadali się za „tekstowością świata” i zgłaszali pełen akces do estetyki postmodernistycznej oraz filozofii poststrukturalistycznej (przede wszystkim zaś dekonstrukcji). Natomiast Mueller i Cyranowicz poszukiwały nowych (granicznych) formuł podmiotowości i angażowały się przy tym w etyczne aspekty kobiecego oraz dziecięcego pisania. Ich głosy nie były może tak wyraziste jak głos Lipszyca, stanowiły jednak najdojrzalsze, najbardziej wyrafinowane rezultaty dociekań neolingwistycznych.
Jeśli poezja lingwistyczna rzeczywiście „jest w intymny i dwuznaczny sposób powiązana z teorią, powiązana mocniej niż inne rodzaje poezji” (A. Skrendo, „Poezja lingwistyczna jako projekt epistemologiczny”), to wiersze Mueller i Cyranowicz znacznie bardziej – a przede wszystkim „intymniej” – wiązały się z wyznawanymi przez nie teoriami niż wiersze pozostałych neolingwistów. Poetki nie tylko aplikowały rozmaite teorie do swoich wierszy, lecz także spulchniały, użyźniały poletko teoretyczne własnymi wierszami. Kultywowany przez Cyranowicz „rodzaj nieziemskoosobowy” (Michał Kasprzak powiedział o jej wierszach: „tutaj dochodzi się do dziecka, a nie odchodzi od”) i obmyślony przez Mueller „inkulz lingwizmu” stanowiły najoryginalniejsze realizacje „momentu neolingwistycznego” w neolingwizmie warszawskim.
Epizod szósty: śmierć neolingwizmu
W styczniu 2005 roku Jarosław Lipszyc ogłosił śmierć neolingwizmu i poprosił neolingwistów, by napisali nekrologii. Teksty Cecki, Cyranowicz, Kasprzaka oraz Mueller opublikowano w ósmym numerze „Mebli”, który wyszedł w drugim numerze „Lampy” z 2005 roku.
Cecko napisał nekrolog w formie popkulturowego wiersza, z którego wynika przede wszystkim to, że różniący się radykalnie w wielu kwestiach neolingwiści postanowili, iż każdy z nich pójdzie wreszcie własną drogą („Lenon zapuszcza brodę i przechodzi do innej branży, Lady Di zaczyna pisać piękne piosenki” itd.).
Joanna Mueller napisała tekst „Neolog [zamiast nekrologu]”, który poświęciła ledwie zrodzonemu, a już zgładzonemu dzieciątku „Neo”: „Tak, tak, wydzieraliśmy sobie bowiem tę naszą pociechę jak matki na sądzie Salomona: jeden rodziciel chciał ją wyGNUać na banicję po manowcach copyleftu [to o Lipszycu – przyp. KFS], drugi ją pląsać uczył w kołysankowym melancholii rytmie [Cecko – przyp. KFS], trzecia matula sadzała w uniwersyteckich ławkach, by sens i konstrukcję wkuwało rodem z orłów-norwidów [Mueller – przyp. KFS], czwarty niezgorzej mu główkę prześwietlał i przestokfiszał [Kasprzak – przyp. KFS], piąta wreszcie roztrzęsione dzieciątko tuliła w neurolingwizmie [Cyranowicz – przyp. KFS]”. Poetka nie tyle żegnała się z „Neo”, co adoptowała go do własnej – coraz bardziej otwierającej się na kwestie związane z macierzyństwem oraz figurę (pra)matki – poetyki.
Michał Kasprzak w tekście „Nekrofest postneolingwistyczny” reprodukował najwyrazistsze gesty z „Manifestu Neolingwistycznego”, przede wszystkim odtwarzał jego rewolucyjną, ale i napastliwą, wręcz seksistowską retorykę („Pustoszymy obrazy i terytoria. Gwałcimy, rabujemy, uprowadzamy słowa. [...] To my zatapiamy wyspy” itp.).
Z kolei Maria Cyranowicz w poetyce zaczerpniętej z nowych mediów (tej samej, którą przedtem eksploatowała w tomie „piąty element to fiksja”) napisała poetycki nekrolog o (prze) życiu neolingwizmu w tradycyjnych mediach: „to_manifest_zostanie_bo_jest_zacytowany_w_podręczniku_do_młodej_polski_dla_klasy_drugiej_liceum”. Dla Cyranowicz kwestia akcesu „Manifestu…” i samego neolingwizmu do historii literatury polskiej była wówczas sprawą kluczową – poetka wielokrotnie się na ten fakt powoływała, na przykład w tekście „Zamiast zamiast zamiast zamiast” z 2005 roku: „był manifest i będzie, bo jest w podręczniku napisanym dla liceum przez Ewę Paczowską. poleca ona uczniom porównanie go z manifestami modernistów”.
Cyranowicz komentowała również nekrologi pozostałych neolingwistów. Prócz ewidentnej potrzeby kontroli nad ruchem oraz jego dorobkiem można w działaniach Cyranowicz dojrzeć także kolejny etap przezwyciężenia „programotwórczej anemii ostatnich lat”, jaką zdiagnozował w 2000 roku Piotr Śliwiński. Bo niewątpliwie tym, co wyróżniało neolingwizm warszawski od lingwizmów przełomu 1989 roku, były właśnie liczne wystąpienia z manifestami wspólnymi i osobnymi (tu zwłaszcza Mueller) oraz niekończące się dyskusje wewnętrzne.
Neolingwizm proklamowany został manifestem awangardowym, wręcz futurystycznym, dobitnie odżegnującym się od stricte polskiego lingwizmu Nowej Fali na rzecz szeroko pojętej – europejskiej i anglosaskiej – tradycji awangardowej oraz postawangardowej, której ucieleśnieniem była dla warszawskich neolingwistów poezja Andrzeja Sosnowskiego. Dwa lata później sami neolingwiści dobili swój projekt nekrologami, a potem przedrukowali pamiątki po nim w liczącej ponad 350 stron antologii.
Epizod siódmy: „Gada !zabić?”
W 2005 roku Maria Cyranowicz i Paweł Kozioł wydali w SDK-u tom „Gada !zabić? pa]n[tologia neolingwizmu”. Na „pan]t[ologię” złożyły się teksty artystyczne i programowe neolingwistów (wiersze, manifesty), teksty krytyczne i polemiczne wobec neolingwizmu, a także teksty okolicznościowe i środowiskowe – również prywatna korespondencja, zapis czatów z portali internetowych oraz zrzucane z ekranu komputera zdjęcia.
Szata graficzna antologii stanowiła efekt współpracy redakcji z Markiem Sobczykiem – w tym wypadku nie tylko autorem grafiki, lecz również „tekstu-pokarmu w stanie nadtrawionym dającego się wchłonąć”, umieszczonego na „krawędzi publikacji”, czyli w dolnej żywej paginie (notabene Cyranowicz w tym samym miejscu umieściła w książce z 2004 roku tytuły i metryczki poszczególnych wierszy). Ambiwalentna natura tego tasiemcowatego tekstu (żywiciela i pasożyta, leku i trucizny jednocześnie) prowadziła, zdaniem Sobczyka, do nieuchronnej zdrady: „Zdrada nastąpiła zanim postanowiłem zdradzić: encyklopedię, poezję, ewolucję, hipertropię, rewolucję, historię, literę, literkę, sublimację, grawitację, pamięć. Zdrada następuje zanim nastąpi. Zdrada następuje w samym środku. Coraz rzadziej na krawędzi. Krawędź jest pusta, zdradzona, na marginesie”.
W zasadzie to samo można powiedzieć o śmierci neolingwizmu – ona też w pewnym sensie wyprzedziła samą siebie, nastąpiła „w samym środku” neolingwistycznej rewolucji estetyczno-światopoglądowej, stając się jej symptomem, niezbywalnym dlań elementem. I choć neolingwizm nie był nigdy wspólnie realizowanym projektem, na zawsze bowiem pozostał postulatem (a właściwie fantomem pewnych postulatów), to pod opiekuńczymi skrzydłami Marii Cyranowicz wszedł do historii literatury najnowszej.
Ponadto neolingwizm stał się fenomenem literacko-środowiskowym. Już w 2003 roku Jaś Kapela i Jakub Głuszak ogłosili jego trawestację w postaci „Manifestu protodupistycznego”: „Konstrukty kąsają, żołądki rządzą. Nie jesteśmy dupkami. Jesteśmy protodupistami. Po nas przyjdą inni: neodupiści, postdupiści, zwykli dupiści. Przydupiaki, przydupiacy i dupenci”, a Dorota Masłowska wspomniała o nim w opublikowanej w 2005 roku powieści „Paw królowej”.
(PO)MIOT NEOLINGWIZMU
JAROSŁAW LIPSZYC (ur. 1975) – poeta, redaktor, dziennikarz, działacz społeczny. Redaktor „Mebli”, współpracownik „Krytyki Politycznej”, lider zespołu Usta (2002–2006), z którym wykonywał swoje wiersze, autor trzech tomów poetyckich: „bólion w kostce” (Lampa i Iskra Boża, Warszawa 1997), „poczytalnia” (Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2000) i „Mnemotechniki” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008).
„Nie jestem autorem tej książki – pisał Lipszyc w ostatnim tomie. – Nie napisałem żadnego ze słów, które w niej przeczytacie. Ta książka ma setki autorów, a ich listę znajdziecie gdzieś pod koniec. Są na niej imiona i nazwiska, pseudonimy, numery IP. Za tymi nazwami nie zawsze skrywają się ludzie. Niektóre są oznaczeniami botów – małych, sprytnych programów komputerowych. Wszystkie te słowa pochodzą z Wikipedii”.
Jarosław Lipszyc jest prezesem Fundacji Nowoczesna Polska, która zajmuje się między innymi tworzeniem otwartych zasobów edukacyjnych, dostępnych na wolnych licencjach (np. Wolne Lektury). W 2008 r. zainicjował powstanie Koalicji Otwartej Edukacji – w latach 2008–2011 był przewodniczącym jej prezydium, a od 2012 roku jest członkiem prezydium.
Na początku 2012 roku poparł protesty przeciw przyjęciu przez Polskę umowy ACTA. Współorganizował też Improwizowany Kongres Wolnego Internetu. W 2014 roku otrzymał Złoty Krzyż Zasługi.
JOANNA MUELLER (właśc. Joanna Mueller-Liczner, ur. 1979 w Pile) – poetka, krytyczka, badaczka literatury, redaktorka. Studiowała polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, redagowała „LiteRacje”, współprowadzi pismo „Wakat”. Współpracuje w wrocławskim Biurem Literackim.
Wydała cztery książki poetyckie: „Somnambóle fantomowe” (Zielona Sowa, Kraków 2003), „Zagniazdowniki/Gniazdowniki” (Zielona Sowa, Kraków 2007 – nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), „Wylinki” (Biuro Literackie, Wrocław 2010), „intima thule” (Biuro Literackie, Wrocław 2015 – nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i Nagrody Poetyckiej Silesius w kategorii Książka Roku 2015). Z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską przygotowała publikację „Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009)” (SDK, Warszawa 2009), z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak – „Warkoczami. Antologia nowej poezji” (SDK, Warszawa 2016), a z Bartoszem Małczyńskim i Kubą Mikurdą – „Podziemne wniebowstąpienie. Szkice o twórczości Tymoteusza Karpowicza” (Biuro Literackie, Wrocław 2006). Ponadto wydała dwie książki eseistyczne: „Stratygrafie” (Biuro Literackie, Wrocław 2010 – nagroda Warszawskiej Premiery Literackiej) i „Powlekać rosnące” (Biuro Literackie, Wrocław 2013). W 2011 roku została laureatką Nagrody Czterech Kolumn.
Joanna Mueller jest najosobliwszą postacią z kręgu neolingwistów – jej dzieło jest bowiem niezwykle radykalne, lecz jednocześnie – jak żadne inne – zanurzone w tradycji literackiej, którą traktuje zresztą jako swoistą rzeczywistość: „Karpowicz i Norwid zjawiają się w wierszach Mueller, […] nie z tejże racji przecież, by pokazać, że nie da się mówić do sensu, lecz przeciwnie – by afirmować sens walki o sens” (P. Śliwiński, „Poetyka odstawania”).
Poetka uparcie szuka w wierszach i poprzez wiersze własnej formuły podmiotowości. To dlatego jej rozdźwięk z późniejszymi neolingwistami uwypuklił się jeszcze przed powstaniem „Manifestu Neolingwistycznego”. Mueller nigdy bowiem nie była zainteresowana postmodernistycznym zacieraniem śladów podmiotowości w tekście – a ten rodzaj gry tekstowo-egzystencjalnej stanowił warunek sine qua non dla praktyk poetyckich Lipszyca, Cecki, Kasprzaka.
„Mnie bliższa jest postawa melancholika, który jest nadświadomy, wie, że zawsze będzie mówił własnym głosem, a jednak próbuje się dokopać do swojego głębinowego «ja», i robi to ze smutkiem” – mówiła w rozmowie dla „Studium” w 2003 roku. Z racji zasadniczych odmienności w podejściu do nowego lingwizmu („Mój siedzi w dolince między panjęzykiem a niewyrażalnością i tam mu się tymczasem podoba” – jak pisała w „Neologu…”) nazwała własną praktykę literacką w kontekście drugiej książki poetyckiej – „archelingwistyką”, a w kontekście książek późniejszych – „stratygrafią” i „anarchomistycyzmem”.
MARIA CYRANOWICZ (emce, maria.braque.cyranowicz, mera_de_cyrano, ur. 1974 w Warszawie) – poetka, krytyczka literacka, redaktorka, nauczycielka języka polskiego. Studiowała polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, współtworzyła „Meble”, redaguje pismo „Wakat”. W 1999 roku otrzymała Nagrodę dla Młodych Krytyków im. Ludwika Frydego.
Wydała pięć książek poetyckich: „neutralizacje” (Fronda, Warszawa 1997), „i magii nacje” (Zielona Sowa, Kraków 2001), „piąty_element_to_fiksja” (SDK, Warszawa 2004), „psychodelicje” (SDK, Warszawa 2006) i „denpresja” (Fundacja Mammal, Warszawa 2009). Z Pawłem Koziołem współredagowała antologię „Gada !zabić?”, a z Joanną Mueller i Justyną Radczyńską – „Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009)” (SDK, Warszawa 2009).
W neolingwistycznej fazie twórczości poetki podszyty „kinderyzmem” podmiot popełniał efektowne błędy frazeologiczne oraz przejęzyczenia (na przykład: „bądź wierny id”), z kolei w książce z 2004 przeobraził się w „doskonale funkcjonującą maszynę”, która sama się „instaluje, loguje, weryfikuje, a także wyłącza, wygasza, kopiuje” (A. Kałuża, „Cyborg i dzieci”).
MARCIN CECKO (ur. 1981 w Warszawie) – poeta, dramaturg, performer, artysta sztuk wizualnych. Wydał trzy książki poetyckie: „rozbiorek” (Ha!art, Karków 2000), „pląsy” (Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2003), „mów” (Ha!art, Kraków 2006).
„Lingwizm poststrukturalistyczny” Cecki był niewątpliwie podszyty fascynacją poezją Marcina Świetlickiego oraz tym, co dziecięce, naiwne, zbuntowane, cielesne. Natomiast tropy podejrzliwości realizowały się przede wszystkim w postaci „penetracji kapitalistycznej nowomowy” (I. Stokfiszewski, „dwadzieścia i cztery wiersze”).
W 2005 roku w TR Warszawa wiersze Cecki wykorzystano w projekcie „Cokolwiek się zdarzy, kocham Cię” w reżyserii Przemysława Wojcieszka. Jako wokalista deklamator Cecko wykonywał wiersze na scenie z formacjami Melancholia, Akryl Trio i 3Boys Move. Jako poeta performer występował w latach 2005–2009 w cyklu „Cząsteksty” realizowanym w klubokawiarni Chłodna 25 w Warszawie. W 2009 pokazał „Cząsteksty zebrane” na festiwalu Tekst+Muzyka MiniFest (Komuna Otwock). W 2011 roku wrócił do klubu Chłodna 25 z cyklem „Międzynarodowe bogactwo”.
Związał się z warszawskim Studium Teatralnym, gdzie debiutował jako aktor i autor tekstu dramatycznego, potem współpracował z TR Warszawa, a od 2009 roku stale współdziała z reżyserem Krzysztofem Garbaczewskim.
MICHAŁ KASPRZAK (ur. 1981) – poeta, krytyk, redaktor. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Opublikował tom „bo on to zgubi” (SDK, Warszawa 2003). Z Beatą Gulą redagował zbiór „Proszę pokazać język: antologia uczestników warsztatów literackich Staromiejskiego Domu Kultury 2010–2011” (SDK, Warszawa 2011). Najbardziej warszawski z neolingwistów.
W jego tomiku, nasyconym teoriami poststrukturalistycznymi i estetyką postmodernistyczną, słowo wynaturza się i przeradza w osobliwość nie tylko w relacji do innych słów w wierszu, ale także wobec tytułu, nieodmiennie wyrzuconego poza obręb wiersza i skazanego na banicję na manowcach spisu treści (poeta działaniem tym nawiązuje zresztą do praktyk Cyranowicz z „i magii nacji”).
Współcześnie Kasprzak zajmuje się humanistyką nieantropocentryczną, między innymi ekokrytyką. Współpracuje ze SDK-iem, dla którego redaguje książki poetyckie, animuje życie kulturalne i współprowadzi pismo „Wakat”.
Karolina Felberg-Sendecka
Jarosław Lipszyc
Joanna Mueller
Maria Cyranowicz
WYBRANA BIBLIOGRAFIA
Książki poetyckie (za antologią „Gada !zabić?”):
- Marcin Cecko, „rozbiorek”, Kolekcja Ha!art, Kraków 2001;
- Marcin Cecko, „pląsy”, Lampa i Iskra Boża: Mebloteka, Warszawa 2003;
- Krzysztof Ciemnołoński, „przebicia”, SDK, Warszawa 2005;
- Maria Cyranowicz, „neutralizacje”, Biblioteka Frondy, Warszawa 1997;
- Maria Cyranowicz, „i magii nacje ”, Wyd. Zielona Sowa, Kraków 2001;
- Maria Cyranowicz, „piąty_element_to_fiksja”, SDK, Warszawa 2005;
- Katarzyna Hagmajer, „Fuga”, SDK, Warszawa 2004;
- Aneta Kamińska, „zapisz zmiany”, SDK, Warszawa 2004;
- Michał Kasprzak, „bo on to zgubi”, SDK, Warszawa 2003;
- Jarosław Lipszyc, „bólion w kostce”, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 1997;
- Jarosław Lipszyc, „poczytalnia”, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2000;
- Roman Miskiewicz, „//…//punkt/ów//zacze/p:i.en.i:a//…//”, Biblioteka Nowej Okolica Poetów, Rzeszów 2003;
- Joanna Mueller, „Somnambóle fantomowe”, Wyd. Zielona Sowa, Kraków 2003;
- „Gada !zabić? pa]n[tologia neolingwizmu”, red. Maria Cyranowicz, Paweł Kozioł, oprac. graficzne Marek Sobczyk, SDK, Warszawa 2005. W antologii zostały przedrukowane m. in. następujące teksty:
- Marcin Cecko, Maria Cyranowicz, Michał Kasprzak, Jarosław Lipszyc, Joanna Mueller, „Manifest Neolingwistyczny v. 1. 1”;
- Maria Cyranowicz, Radosław Dutkowski, Anna Krauss, Jarosław Lipszyc, Wojciech Pakier, Agnieszka Słodownik, „Manifest «Mebli»”, druk ulotny rozdawany 7 listopada 2001 roku w trakcie panelu Transformacja kultury na Festiwalu Warszawa Pisarzy w Centrum Sztuki Współczesnej;
- Marcin Cecko, „NIKT NIE WDZIAŁ GARNITURU…”, „Meble – Lampa” 2005 nr 2;
- Maria Cyranowicz, „Z uroków konsonansów i analogii”, „FA-art” 1994 nr 4;
- Maria Cyranowicz, „neutanazja_wers_ja_mera_cyrano”, „Meble – Lampa” 2005 nr 2;
- Katarzyna Czeczot, „Szczeliny pisania wstydliwego” (pierwodr);
- Kuba Głuszak, Jaś Kapela, „Manifest protodupistyczny”, „Noc Poetów” 2003 nr 3.;
- Michał Kasprzak, „PAN EGO RYK, „LiteRacje” 2003 nr 1;
- Michał Kasprzak, „Nekrofest postneolingwistyczny”, „Meble – Lampa” 2005 nr 2;
- Paweł Kozioł, „Ile lingwizmów? ”, „LiteRacje” 2003 nr 1;
- Paweł Kozioł, „Bajki terapeutyczne”, „LiteRacje” 2004 nr 2;
- Paweł Kozioł, „Co dekonstruuje poezja Kasprzaka? ”, „Ha!art” 2004 nr 16/17;
- Joanna Mueller, „Zaufać przejęzyczeniu”, „Studium” 2001 nr 4;
- Joanna Mueller, „Ta dziwna bezbronność zwana poezją. Myśli kilka na Derridianach spisanych, niechętnym poezji czytelnikom dedykowanych”, „Noc Poetów” 2002 nr 9.
- Joanna Mueller, „REinkluzJA”, „LiteRacje” 2003 nr 1;
- Joanna Mueller, „Czy istnieje jeszcze poezja lingwistyczna? ”, „LiteRacje” 2003 nr 1;
- Joanna Mueller, „Neolog [zamiast nekrologu] ”, „Meble – Lampa” 2005 nr 2;
- Igor Stokfiszewski, „26 XI wtorek kraków”, „Ha!art” 2002 nr 16;
- Igor Stokfiszewski, „staranne kałuże”, „Studium” 2005 nr 2;
- Igor Stokfiszewski, „dwadzieścia i cztery wiersze”, „Ha!art” 2003 nr 3/4;
- „Nic ci się nie nagra…” Z Joanną Mueller rozmawiają Igor Stokfiszewski i Darek Pado, „Studium” 2003 nr 3/4;
- „Liryzm i lingwizm”. Z Joanną Mueller rozmawiają Wiktora Nowaczyk i Joanna Roszak, „Polityka” 2007 [21 listopada], [dostęp 9 sierpnia 2016 roku] http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/236519,1,rozmowa-z-neolingwistka-joanna-mueller.read;
- Tomasz Cieślak-Sokołowski, „Moment lingwistyczny. O wczesnym pisarstwie Ryszarda Krynickiego i Stanisława Barańczaka”, Universitas, Kraków 2011;
- Przemysław Czapliński, Piotr Śliwiński, „Poezja lingwistyczna”, [w:] „Słownik literatury polskiej XX wieku”, red. Alina Brodzka i in., Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1992;
- Anna Kałuża, „Cyborg i dzieci: psychodelicje Marii Cyranowicz”, [w:] „Bumerang. Szkice o poezji polskiej przełomu XX i XXI wieku”, Biuro Literackie, Wrocław 2010;
- Jarosław Klejnocki, „Język: takt i wędzidło. O poezji Michała Kasprzaka”, [w:] „Michał Kasprzak, bo on to zgubi”, SDK, Warszawa 2003;
- Karol Maliszewski, „O nowym królestwie debiutu”, [w:] „Po debiucie. Dziennik krytyka”, Biuro Literackie, Wrocław 2008;
- Marcin Orliński, „A kto tego słowa nie wypowie, ten nie będzie żył”, „Twórczość” 2008 nr 9;
- Piotr Marecki, Igor Stokfiszewski, Michał Witkowski (red.), „Tekstylia. O «rocznikach siedemdziesiątych»”, Krakowska Alternatywa i Rabid, Kraków 2002;
- Piotr Marecki, „Tekstylia bis. Słownik młodej polskiej kultury”, Krakowska Alternatywa i Korporacja Ha! Art, Kraków 2006;
- Joanna Orska, „Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006”, Universitas, Kraków 2006;
- Ewa Paczoska, „Przeszłość to dziś. Literatura – język – kultura. Podręcznik dla II klasy liceum i technikum, cz. 2. Pozytywizm i Młoda Polska oraz współczesne nawiązania”, Stentor, Warszawa 2004;
- Robert Pruszczyński, „Ethos liryki, estetyka lingwizmu. O poezji Joanny Mueller”, „LiteRacje” 2005 nr 2;
- Andrzej Skrendo, „Poezja lingwistyczna jako projekt epistemologiczny. Zerwanie, ustanowienie, zawieszenie”, „Poznańskie Studia Polonistyczne”, z. XIII. „Kamp, lingwizm: niedokończone projekty nowoczesności”, Seria Literacka, Poznań 2006;
- Janusz Sławiński, „Poezja lingwistyczna, [w:] „Słownik terminów literackich”, red. Janusz Sławiński i in., Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław-Warszawa-Kraków 2002;
- Janusz Sławiński, „Próba porządkowania doświadczeń”, [w:] „Prace wybrane, t. V. Przypadki poezji”, red. Włodzimierz Bolecki, Universitas, Kraków 2001;
- Piotr Śliwiński, „Poetyka odstawania, [w:] „Świat na brudno. Szkice o poezji i krytyce”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2007;
- Piotr Śliwiński, „Wolność od arcydzieł? ”, „Tygodnik Powszechny” 2000 nr 20.